Trakt ostatni

Dzisiaj, nieopodal oświetlonego w zapadającej ciemności Wawelu, na tylnym siedzeniu przewieźliśmy z Dominikiem po raz ostatni moją Przyjaciółkę, której miłości, wierności i oddania nie sposób opisać słowami. Zasługiwała na królewską ostatnią podróż.

Filologom się nie śniło

Na Dworcu Głównym w Krakowie pojawiły się takie oto profesjonalnie wykonane tabliczki zakazujące palenia. Problem w tym, że warstwa ikonograficzna precyzowałaby komunikat tekstowy, gdyby był on wyrażony tylko po polsku. Po polsku bowiem palimy zarówno tytoń, jak i e-papierosy. Natomiast po angielsku są to dwie różne czynności, smoking w przypadku papierosów tradycyjnych i vaping w przypadku elektronicznych.
Praca tłumacza, tak samo zresztą jak i nauczyciela, wymaga wielkiej pokory. W czasach, kiedy przeciętny polski trzydziestolatek mieszka w Wielkiej Brytanii, zagonieni studenci II stopnia znajdują podwykonawców do żmudnej roboty programistycznej w Indiach i innych krajach Dalekiego Wschodu, a studenci I stopnia grają pomiędzy przerwami na naukę w sieci z kolegami z Japonii, Islandii, Kanady i wielu innych krajów, do których pewnie nigdy nie pojadę, trudno się dziwić, że są takie rzeczy pod słońcem, o których filologom się nie śniło, a które moi studenci wypatrzą i na które zwrócą uwagę.

Odpowiedź na zaproszenie

Dostałem SMS-em, w Snapach, na Hangoutach i na WhatsAppie kilka zaproszeń na jutrzejszy Protest Studentów na Rynku Głównym w Krakowie.

Dziękuję za zaproszenia, ale nie mogę wziąć udziału w #proteststudentow i #studiujeprotestuje. Mam w tym czasie ostatnie (w tym semestrze i w ogóle) zajęcia z grupą 12K1, nikt z nich nie zaprosił mnie jutro na Rynek, więc widocznie traktują moje jutrzejsze zajęcia bardzo poważnie i część z nich będzie chciała coś na nich załatwić.
Wyraziłem swoje poparcie w petycji online. Mogę także obiecać, że jeśli ktoś z grupy 12K1 nie jest jeszcze dopuszczony do egzaminu albo nie sfinalizował jeszcze kwestii swojego zwolnienia z tego egzaminu czy jakiejkolwiek innej sprawy związanej z zaliczeniem mojego przedmiotu, a chciałby jutro być na Rynku Głównym, na pewno znajdziemy jakieś wyjście z tej sytuacji i umówimy się w terminie, który będzie dogodny dla obu stron i z niczym nie będzie kolidować. Choćby w najbliższą niedzielę. Wystarczy się odezwać.

 

Nadal intymnie, nadal romantycznie

Przy rondzie u wjazdu do miasta już drugi odcinek okazywania czułości Ilonie przez Bartka.

DSC_0016

Jestem zaintrygowany niejednoznacznością przekazu. Czyżby Ilona nadal łamała serce Bartkowi? A może Bartek i Ilona sklejają już swoje popękane serca? Nie jestem pewien, jakie przesłanie płynie do nas obecnie z billboardu.

Intymnie i romantycznie

A jednak można. Na jednym z rond przy wjeździe do miasta od naszej strony pojawił się taki oto wymowny dowód, że miłości nie trzeba sobie wyznawać publicznie, na Facebooku czy w innych mediach społecznościowych, gdzie wszyscy widzą. Można być czułym i romantycznym w bardziej prywatny, intymny sposób.

DSC_0010

Nie znam Ilony, ale wierzę, że ten prosty i szczery, pozbawiony charakterystycznej dla mediów społecznościowych dozy płytkiego ekshibicjonizmu komunikat już do niej dotarł i że podjęła już słuszną decyzję. Takich romantyków jak Bartek nie ma przecież zbyt wielu…

Książki posegregowane

Kraków, przejście podziemne pomiędzy ulicą Szpitalną, czyli – w dużym uproszczeniu i dla laików – od Bramy Floriańskiej i Barbakanu, a placem Nowaka – Jeziorańskiego, czyli Galerią Krakowską i Dworcem Głównym. Tak jak w tunelach pod peronami i w dojściu na nie, także i tu są stoiska z książkami, takie krakowskie mini antykwariaty.
Zastanawia mnie, czy tłumy, które przechodzą tędy codziennie, nie zwracają w ogóle uwagi na etykietę w jednym z działów, czy też jest ona całkowicie obojętna im i ich estetyce. A może odpowiada ona dokładnie religijności tych ludzi? Mnie ta etykieta uderza i wydaje mi się równie egzotyczna, jak książki umieszczone w bezpośrednim sąsiedztwie.

IMG_20161111_153937

Dobrzy dla zwierząt

Sześć lat temu, tuż przed świętami, na jednej ze stacji benzynowych, przekonałem się – wracając ze szkolenia w Nowym Sączu – że górale są wyjątkowo dobrzy dla zwierząt, a tamtejsze psy są nadzwyczaj oczytane.

piesnastacji

Priorytety nie na Salwatorze

Studenci inżynierii wzornictwa przemysłowego to taki mój kontakt ze światem humanistycznym na technicznej uczelni. Część zajęć mają u nas na Politechnice, część na Akademii Sztuk Pięknych. Całe zajęcia misternie rysują w swoich kajecikach, albo na czym popadnie (i w przeciwieństwie do studentów informatyki nie rysują penisów, tylko konie, kwiaty, pejzaże, różne abstrakcyjne wzory…), wolą dyskusje o filozofii, malarstwie, filmie albo literaturze, niż o mechanice czy prawach fizyki (aczkolwiek Mateusz z czwartego roku poprosił mnie wczoraj o pomoc w tłumaczeniu tematu pracy inżynierskiej „Koncepcja koparki samojezdnej realizującej funkcję koparek podsiębiernych i odsiębiernych”, czyli tacy całkiem antytechniczni chyba nie są).
Podczas zajęć z nimi spoglądam dzisiaj na zegarek i pytam: „A Wy teraz czemu tutaj na angielskim, a nie na Salwatorze na pogrzebie Andrzeja Wajdy?”.
Zapada milczenie. Na kilku twarzach widzę wyraźną konsternację.
Po chwili z sali pada odpowiedź: „Bo mamy priorytety”.

Pigułka dzień po

Jeden z moich przyjaciół, na tyle młody, że nieobca jest mu sfera życia człowieka zwana seksualnością, zwierzył mi się kilka tygodni temu, że bez żadnego oczekiwanego przez siebie rezultatu odwiedził wszystkie apteki w dwóch podkrakowskich miasteczkach, próbując kupić tak zwaną pigułkę „dzień po”. W paru aptekach kazano mu przynieść receptę od lekarza specjalisty (chociaż zgodnie z obowiązującymi przepisami tak zwana antykoncepcja awaryjna powinna być dostępna bez recepty), w niektórych powiedziano mu, że wprawdzie nie mają na stanie, ale mogą zamówić i że przyjdzie w ciągu dwóch tygodni, a w kilku wprost odmówiono sprzedaży specyfiku twierdząc, że nie ma go w ofercie.
Pewnym światełkiem w tunelu okazał się nagle fakt, że drugiej osobie zainteresowanej kupnem pigułki udało się zdobyć numer telefonu ginekologa w Nowej Hucie, który podobno podaje kobiecie ten środek w ramach prywatnej wizyty w swoim gabinecie. Wizyta kosztuje 180 zł i można się na nią umówić już dzisiaj wieczorem.
Ponieważ do wieczora było jeszcze trochę czasu, wsiedliśmy w auto i pojechaliśmy do najbliższego dużego centrum handlowego w Krakowie, gdzie ja udałem się do biura sprzedaży mojego operatora telefonicznego, by załatwić pewną formalność, a dość pesymistycznie nastawiony przyjaciel poszedł do apteki. Po chwili wrócił i z pełną satysfakcji miną pokazał mi ukradkiem zawartość jednej z kieszeni. Udało się, zaoszczędziliśmy kilkadziesiąt złotych i kilka godzin nerwów.
Myślę, że wszyscy protestujący wczoraj i dzisiaj przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego w Polsce postępują bardzo rozsądnie. Trzeba działać prewencyjnie, a nie awaryjnie. Zanim zostanie ustanowione drakońskie prawo, postulowane przez ludzi, dla których bezpieczeństwo, zdrowie i godność kobiety są niczym, i którzy nie rozumieją, że powołując się na obronę życia chcą zakazać nawet stosowania leków regulujących menstruację albo ograniczyć dostęp do badań, które pozwalają ratować i leczyć życie w fazie prenatalnej.

Czarny poniedziałek

W pracy wiele z moich koleżanek było dzisiaj ubranych na czarno. Jedna z nich ma żałobę, ale niektóre nie kryły, że kolor garderoby dobrały celowo, jako wyraz swojego uczestnictwa w tak zwanym „czarnym proteście„, a przynajmniej poparcia dla niego. Dyskusja o totalitarnych pomysłach partii rządzącej na sterowanie życiem Polaków i ograniczanie naszych praw dość mocno nawet na chwilę rozgorzała w pokoju lektorskim.
Było mi trochę głupio, że jestem ciemno – szary. To tak, jakbym był niezdecydowany, jakie zająć stanowisko. Zdaję sobie również sprawę, że w sytuacji, w której 3 października jest inauguracja roku akademickiego i mamy godziny rektorskie, mój gest będzie miał charakter całkowicie symboliczny, ale chciałbym niniejszym oznajmić, idąc w ślady między innymi doktor Dagmary Woźniakowskiej-Fajst z Uniwersytetu Warszawskiego, doktor Małgorzaty Michel z Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz prorektora w Wyższej Szkole Zawodowej Kosmetyki i Pielęgnacji Zdrowia w Warszawie, Katarzyny Pytkowskiej, że w związku z tak zwanym „Czarnym Poniedziałkiem” nie wyciągnę żadnych konsekwencji w stosunku do Studentek i Studentów, którzy tego dnia nie przyjdą na moje zajęcia.
Chciałbym jednocześnie zapewnić, że szanuję prawo wszystkich swoich Studentów do tego, by samodzielnie decydowali o tym, jak żyć w zgodzie z zaleceniami wyznawanych przez siebie religii, ideologii i wartości. Nikt nie może być zmuszany do dokonania aborcji dziecka, które począł i które chce wychować, ale nikomu nie można też narzucać przykazań religii, której nie wyznaje, albo zachowań sprzecznych z wartościami, z którymi się identyfikuje, a nie są one sprzeczne z obowiązującym prawem.