Pogrzeb Prezydenta

Na szczęście przynajmniej jeden z poległych pod Smoleńskiem 10 kwietnia prezydentów Rzeczypospolitej – Ryszard Kaczorowski – miał należyty pochówek. Takiej właśnie godnej, poważnej uroczystości zabrakło przedwczoraj i wczoraj, bo przecież tak naprawdę tamten pogrzeb trwał dwa dni. Tu nikt się nie pomylił przy noszeniu trumny, nie położył orła na trumnie na lewą stronę albo do góry nogami, nie plótł bez sensu. No może raz – prymas Glemp powiedział, że „ksiądz Peszkowski nie zaznał łaski śmierci w Katyniu”. Ta niezręczna gafa, z której zresztą ksiądz prymas chyba natychmiast zdał sobie sprawę, bo na chwilę stracił w tym momencie wątek, w niczym się jednak nie równa wczorajszym – skandalicznym moim zdaniem – słowom prymasa Muszyńskiego, skierowanym do prezydenta Kaczyńskiego: „Zastałeś ojczyznę zniewoloną, zostawiasz ją wolną i niepodległą”. Taki afront ze strony Muszyńskiego wobec wielu zgromadzonych w Bazylice Mariackiej (a nie marjańskiej, cokolwiek by to znaczyło), w żaden sposób nie oddaje czci prezydentowi Kaczyńskiemu. W końcu to Lechowi Wałęsie, a nie Lechowi Kaczyńskiemu, chowany dzisiaj w Warszawie Ryszard Kaczorowski przekazał insygnia prezydenckiej władzy. W Warszawie pamiętano, że hymn Polski, zgodnie z Konstytucją, to „Mazurek Dąbrowskiego”. I że hymnu się nie zagłusza.
Na ulicach Warszawy, podczas przejazdu konduktu, jak również w katedrze św. Jana i Świątyni Opatrzności Bożej, dało się odczuć zupełnie inną atmosferę. Wydaje się, że wszyscy znali tam swoje miejsce i wiedzieli, co mają robić. Przemówienia – pozbawione zbędnego patosu i nieprzemyślanych przerysowań – były w większości krótkie i konkretne. Budziły spontaniczną reakcję zgromadzonych, a na twarzach wszystkich, bez względu na pokolenie, z którego się wywodzą, widać było utożsamianie się z tą patriotyczną, arystokratyczną Polską i Warszawą, z tradycjami II Rzeczypospolitej. Część Warszawiaków, zamiast rzucać kwiaty na przejeżdżający karawan, składała je z namaszczeniem na jezdni, kilkaset metrów przed jadącym konduktem. Harcerze, weterani Armii Krajowej i armii Andersa wydawali się podczas tej ceremonii należeć do jednego pokolenia. Centralnymi postaciami tej uroczystości, obok zmarłego prezydenta, byli członkowie jego rodziny, którzy z rzucającą się w oczy godnością godzili ból prywatnej tragedii z państwowym wymiarem uroczystości. Długie milczenie na początku mszy świętej w katedrze było nieporównanie wymowniejsze niż jakiekolwiek mowy.
To był inny pogrzeb. Jakby to inna Polska żegnała się z człowiekiem z zupełnie innego świata.

Pomilczmy

Oglądałem rano kondukt żałobny z prezydentem Kaczyńskim i jego żoną jadący ulicami Warszawy, przylot do Krakowa i przyjazd na Rynek Główny. I myślę sobie, weźmy się w końcu zamknijmy. Bez względu na poglądy polityczne i religijne oraz stosunek do zmarłego prezydenta, weźmy sobie pomilczmy, bo bzdury wygadywane w emocjonalnym pośpiechu raczej uwłaczają godności poległych niż wnoszą cokolwiek pozytywnego.
Jedna z gazet opublikowała niedokończony artykuł o tym, kto kogo w tej tragedii osierocił. W długiej liście nazwisk niektórzy osierocili syna, niektórzy córkę, niektórzy dwoje dzieci, a po niektórych nazwiskach było tylko słowo „osierocił” i miejsce na dopisanie danych, których dziennikarzowi nie udało się zebrać. W pośpiechu nikt nie zauważył i poszło w świat.
Pokazując przejazd konduktu stacje telewizyjne nie mogły się powstrzymać od komentarzy, a przecież czasami nawet rzeczy mówione z dobrą wolą w gruncie rzeczy brzmią bez sensu. Patrząc na jadące trumny nasłuchałem się na przykład o zakupach klejnotów w sklepach wolnocłowych na lotnisku albo o tym, że zmarły prezydent był orędownikiem Rzeczpospolitej wielu kultur i religii. W innej chwili dowiedziałem się z komentarza dziennikarza, że wszystkie samochody jadące przeciwległą nitką autostrady A4 zatrzymują się z szacunku na widok mijanego konduktu, a jednocześnie na ekranie mignęły dwa auta osobowe, które nawet nie zmniejszyły prędkości. I po co to tak pleść głupoty, nie lepiej pomilczeć?
Z pośpiesznie publikowanych artykułów na portalach dowiedziałem się, że jakiś pan nie chce odpowiadać na pytania dziennikarzy wysyłane mejlem, a kondukt z trumnami przejechał ulicą Grocką. Okazuje się też, że Kraków przywitał dzisiaj prezydenta Kaczyńskiego i „jego żonę Maryję„, a krakowski magistrat apeluje do przeciwników pogrzebu o powstrzymanie się od protestów, by nie pokazać się „jako polska, którą dzielą kłótnie”.
Dzisiaj o północy skończy się żałoba narodowa, ale przez cały tydzień jeszcze będą się odbywać pogrzeby ofiar tragedii pod Smoleńskiem. Weźmy uszanujmy chociaż ich pogrzeby i przestańmy pleść trzy po trzy. Apeluję do wszystkich, ale szczególnie do Tadeusza Rydzyka, Jana Pospieszalskiego i TVN24. Znajcie umiar, do cholery.

Najpiękniejszy Pomnik Powstania

W dobie budowania wzajemnie się pozdrawiających pomników tej samej osoby, które wbrew szczerym intencjom fundatorów pomnika raczej ośmieszają patrona niż oddają mu hołd, a w dodatku pokazują, jak bardzo obce były fundatorom jego osoba i jego nauczanie, przynosi wielką ulgę świadomość, że polska młodzież nie traci zainteresowania historią i umie okazywać szacunek bohaterom przeszłości w sposób twórczy, pobudzający wyobraźnię i skłaniający do zadumy, a nie stawiając bezrefleksyjne pomniki.
Do porannej kawy, z Ewą Demarczyk śpiewającą wiersze Baczyńskiego w tle, polecam dzisiaj Jackowi wirtualną podróż po Mieście Feniksa, Najpiękniejszym Pomniku Powstania Warszawskiego, o jakim można by pomyśleć. Wystawa w niniejszej galerii to zbiór dwudziestu ośmiu fotomontaży, w których fotografie z Powstania Warszawskiego zostały połączone ze współczesnymi zdjęciami tych samych miejsc. Plenerową ekspozycję można obejrzeć na skrzyżowaniu Krakowskiego Przedmieścia i Miodowej. Dzięki takim ludziom, jak twórcy wystawy, można uwierzyć, że pomniki nie muszą być martwe i śmieszne, a nad Marszałkowską może zawisnąć tęcza.