Bez okazania skruchy

Telefony komórkowe w szkole to zjawisko, które z niezrozumiałych względów urasta czasem do rangi problemu i przez to temat telefonów powraca stale na tym blogu. A przecież komórki bywają kłopotliwe w sytuacjach pozaszkolnych, w klasie zaś mogą się okazać pomocne dydaktycznie, mobilizują do nauki uczniów, a nawet mogą dyscyplinować nauczycieli. W ogóle kwestia telefonów to jakiś niedorzeczny, wyimaginowany dylemat.
Moja znajoma padła ostatnio ofiarą ostracyzmu ze strony koleżanek w pracy, dla których niezwykle bulwersujący okazał się fakt, że zna ona numery telefonów jakichś uczniów i jest się w stanie z nimi porozumieć w godzinach popołudniowych. Słyszałem już o różnych przypadkach – są nauczyciele, którzy strzegą numerów swoich komórek niczym własnej nerki i nikomu – poza najbliższą rodziną – ich nie podają. Znam kogoś, kto nie podaje swojego numeru nawet znajomym, z którymi planuje wypad na wspólną imprezę z tańcami i alkoholem. Są uczniowie, którzy nie chcą, by numer ich komórki znał wychowawca. Ale powyższy przypadek był dla mnie zupełnie niezrozumiały, bo oto znajoma okazała się czarną owcą, gdyż była w stanie skontaktować się w pilnej sprawie z uczniami, co miało stanowić dowód na jej spoufalanie się z nimi. Załatwiła coś, na czym wszystkim zależało, ale nie byli w stanie tego załatwić. Zamiast okazać jej wdzięczność, koledzy i koleżanki potępili ją, ponieważ zdarzyło jej się dostać SMS-em życzenia na dzień nauczyciela czy na święta i zapisała numer, z którego przyszły.
W tej sytuacji muszę się przyznać, że jestem o wiele gorszy od mojej znajomej. Nie lubię używać wiadomości tekstowych, ale rozumiem, że – pewnie z przyczyn ekonomicznych – jest to popularna forma komunikacji wśród młodzieży, więc zwykle odpisuję na otrzymane SMS-y. Najczęściej są to pytania o to, jaką należy przynieść następnego dnia książkę, co i na kiedy jest zadane albo prośby, by nie wpisywać komuś nieobecności, bo zaraz będzie, tylko autobus mu się spóźnił. Ostatnio zdarzyło mi się pytanie o rozkład jazdy busa, a sporadycznie dostaję wiadomości, których tematyka nie nadaje się do cytowania publicznie. Znam numery komórek wielu uczniów, w tym prawie wszystkich w trzeciej i czwartej mechanika. W drugich klasach znam wprawdzie tylko kilka numerów telefonów, ale za to paru panów z tych klas chodzi ze mną po wyimaginowanych niczym problemy z komórkami górach, gdzie zabijamy trolle i gobliny. Mam nadzieję, że za jakiś czas nasze dzisiejsze szkolne problemy z telefonami staną się dla przyszłych uczniów i nauczycieli zupełnie niepojęte, a walka z potworami z gier fabularnych będzie im się wydawała o wiele bardziej celowa niż tępienie zminiaturyzowanych urządzeń komputerowych wysokiej klasy służących do komunikacji, pracy, zabawy i nauki.