Chodziłem do klasy o profilu matematyczno – fizycznym, nie miałem więc wielkiego wyboru i zdawałem maturę z matematyki. Nie wątpię zresztą, że wybrałbym matematykę nawet wówczas, gdybym miał swobodę wyboru. Byłem znakomicie przygotowany przez zmarłego w ubiegłym roku profesora Hieronima Zygułę, lubiłem matematykę i wydawała mi się zaiste królową nauk, przez jej pryzmat i przy pomocy jej narzędzi postrzegałem wszystkie inne przedmioty i całą rzeczywistość. Dlatego niepojęta jest dla mnie nagonka na egzamin maturalny z matematyki, jaki ministerstwo planuje obowiązkowo zgotować wszystkim abiturientom w roku 2010.
Straszeni matematyką uczniowie drugich klas techników wpadli ostatnio na ciekawy pomysł. Wymyślili sposób na to, by uniknąć zdawania matury z tego przedmiotu. Trwa masowy exodus uczniów drugich klas techników, którzy przenoszą się do liceów ogólnokształcących. Taktyka taka pozwoli im przystąpić do matury rok wcześniej, w roku 2009, czyli na rok przed wprowadzeniem obligatoryjnej matury z matematyki. Nie wiem, jak to jest z różnicami programowymi na przedmiotach ogólnokształcących. Wojtek, który ostatnio opuścił drugą mechanika, na pierwszej lekcji angielskiego w liceum ogólnokształcącym miał dokładnie ten sam temat, z wykorzystaniem tego samego podręcznika, co na ostatniej swojej lekcji w technikum mechanicznym. Wydaje mi się jednak, że mamy mimo wszystko do czynienia z poważnym problemem. Jak to jest, że spora grupa uczniów bez żalu rezygnuje ze zdobycia zawodu, bo boi się jednego z najważniejszych przedmiotów na tym kierunku kształcenia, który wcześniej świadomie obrali? A przecież matematyka wydaje się być jednym z kluczy do normalnego funkcjonowania we współczesnym społeczeństwie, ważnym nie tylko dla techników.
Tag: matematyka
Królowa Strach Na Wróble
No to się w końcu dowiedziałem, dlaczego trzeba zdaniem Romana dać wszystkim maturę za darmo. Bo za kilka lat będzie obowiązkowa matura z matematyki i wtedy sześćdziesiąt procent maturzystów nie zda.
Tak dzisiaj powiedział podstawowy poseł inkwizytor w telewizorze. Ba, pochwalił się, że on absolutnie nie ma nic wspólnego z matematyką, nie zdawał jej, za to jego koleżanka podeszła do egzaminu, nie zdała, i było to dla niej olbrzymią tragedią osobistą. W przedbiegach o prezydenturę Warszawy inkwizytor i tak się specjalnie nie liczy, więc może paplać bez sensu i kompromitować się do woli. No bo cóż to za wspaniały kandydat na prezydenta dwumilionowej metropolii, który pogardliwie wypowiada się o królowej nauk! Pewnie wydaje mu się, że poza rozganianiem manifestujących mniejszości seksualnych prezydent stolicy nie ma żadnych zajęć.
A jakiż to dziwny argument, i obraźliwy zarazem dla przyszłych maturzystów, że wprawdzie zdali czy za moment zdadzą część matematyczną egzaminu gimnazjalnego, ale za trzy lata nie będą w stanie uzyskać trzydziestu procent punktów z matematyki na poziomie podstawowym? To co z nich będą za ludzie? Którzy nie potrafią samodzielnie wypełnić zeznania podatkowego, a robiąc zakupy w supermarkecie oszacować czy stać ich na zakupy, które powrzucali sobie do koszyka?
Chodziłem do klasy o profilu matematyczno – fizycznym i chociaż nie mam nic obecnie z matematyką wspólnego, była ona dla mnie wielką przygodą i wielką szkołą myślenia. Nie wyobrażam sobie, jak może minister edukacji mówić pogardliwie o królowej nauk i przebierać ją za stracha na wróble. Inna sprawa, że jest to ten sam minister, który nie potrafił policzyć ile zapłaci budźet państwa za zakupienie dla każdej szkoły w Polsce opasłych tomisk z teologicznymi dysertacjami, których i tak żaden uczeń nie będzie czytał. Z tego samego ugrupowania, które nie może się połapać, że zysk z imprez masowych o charakterze rozrywkowym przewyższa lekko zysk z procesji Bożego Ciała, więc chociażby z uwagi na to metropolie zasługują na pewien pluralizm imprez w nich organizowanych.
A może to jakieś uprzedzenie do cyfr arabskich z obawy przed terroryzmem fundamentalistów każe się panom tak brzydzić matematyką? A to dopiero niespodzianka – w średniowieczu Arabowie nie brzydzili się klasykami europejskiej filozofii starożytnej i uratowali ich od zapomnienia i zagłady, a my mamy się dziś brzydzić tym, że arabscy mędrcy wymyślili pojęcie zera i system dziesiętny, a przez to umożliwili nam operacje na abstrakcyjnych wartościach liczbowych?
Bez matematyki nie powstałby żaden wynalazek, bylibyśmy dzikusami nie umiejącymi ani budować domów, ani upiec dobrego chleba zachowując odpowiednie proporcje składników, nie mówiąc już o przeprowadzeniu wyborów powszechnych bez umiejętności liczenia głosów. Chociaż patrząc na skutki niektórych wyborów to miałoby się ochotę z tego akurat osiągnięcia matematyki zrezygnować.