Nieustraszony

Mikołaj z przerażeniem patrzy, jak Albert, lekko pod wpływem chmielowego trunku, biegnie w jego kierunku, nieco koślawo i niezdarnie, i z całym impetem skacze mu na kolana. Przed Mikołajem trudne zadanie, musi poradzić sobie z dzieckiem, które – pytane o paciorek – pokazuje „pa pa”, więc trzeba je przez jakiś czas potrzymać na kolanach i utemperować jego zapał i entuzjazm, zanim wręczy mu się świąteczną paczkę. A przecież to dziecko waży sporo, chyba nawet trochę więcej niż sam Mikołaj, wyjątkowo jakiś chudy… Pewnie przez stresy.

Dwudziestoczteroletni Albert zdaje się być najszczęśliwszym czterolatkiem na świecie, Paweł chichra się jak opętany, podczas gdy Sandra i Sylwia, podobno przez jakąś traumę z dzieciństwa, ukrywają się przed Świętym w drugim pokoju.

Mija kilka miesięcy i jestem w jakimś dołku. Przygnieciony problemami dorosłych, zaczynam się zachowywać irracjonalnie, infantylnie nawet. Albert patrzy na mnie zdziwiony i mówi: „Daj spokój, nie masz już pięć lat. Wiesz, jak jest.”

Jak oni szybko dorastają, myślę sobie. Wkrótce wszyscy mnie przerosną.

W Nowym Roku bądźcie wszyscy dziećmi, gdy tylko nadarzy się okazja. A kiedy będzie potrzeba, miejcie w sobie dojrzałość zgodnie z potrzebą chwili. I miejcie kogoś takiego, jak Albert. Z nim jesteście jak Batman z Supermanem. Jednego dnia bawicie się z brzdącami w chowanego, drugiego – ryzykując życie – pokonujecie razem Jokera, Doktora Xa-Du, Dartha Vadera, Lorda Voldemorta i inne najpotworniejsze szelmy tego świata.

Albertowi i Sandrze – ze szczególnymi podziękowaniami. Nie sposób by było sobie Was wymarzyć. Wszystkiego najlepszego, całej Waszej Trójce!

Ten wpis ukazał się po raz pierwszy w Sylwestra 2015 i jest częścią sylwestrowego cyklu, w ramach którego powstały już następujące odcinki:
– w Sylwestra 2012, o Łukaszu;
– w Sylwestra 2013, o Pawle;
– w Sylwestra 2014, o Tomku;
– w Sylwestra 2015, o Albercie (niniejszy wpis);
– w Sylwestra 2016, o Dominiku;
– w Sylwestra 2017, o Michale;
– w Sylwestra 2018, o Wiktorze;
– w Sylwestra 2019, o Adamie;
– w Sylwestra 2020, o Maksymilianie;
– w Sylwestra 2021, o Przemysławie;
– w Sylwestra 2022, o Małgorzacie;
– w Sylwestra 2023, o Sylwestrze;
wszystkie wpisy ilustrowane są moimi zdjęciami z dzieciństwa i piosenkami.
W Sylwestra 2024 roku ukaże się wpis o Pawle II.

Urodziny w erze Facebooka

Mam przyjaciela w Waganowicach, małej miejscowości na północy powiatu krakowskiego. W styczniu tego roku, w dniu o wyjątkowym znaczeniu dla mnie, dla mojego brata i siostry, dla całej mojej rodziny, obchodził urodziny. Usunął wcześniej z Facebooka datę swoich urodzin, z ciekawości, by sprawdzić, czy ktoś będzie pamiętał o okrągłej rocznicy jego przyjścia na ten ziemski padół. Niestety, nikt nie złożył mu życzeń.
Eksperyment Piotra powtórzyłem wczoraj. Nie mam konta na Facebooku i w związku z tym życzenia urodzinowe dostałem wczoraj od znacznie mniejszej liczby osób niż dwa czy trzy lata temu, gdy to chore konto miałem. Ale chyba nie cierpię szczególnie z tego powodu.
Gdy pomyślę o przypadkach, gdy „przez pomyłkę” ktoś złożył życzenia ludziom, których nienawidzi, i którzy nim gardzą, no bo po prostu klika bezmyślnie w sugestie złożenia życzeń wszystkim jubilatom, jakich ma w znajomych (po angielsku „Friends”), albo o tym, jak Facebook sprawia, że składasz życzenia, które są zupełnie nie na miejscu (bo tak naprawdę nie masz żadnego kontaktu z ludźmi, którym składasz życzenia, i – dla przykładu – nie wiesz, że nie żyją), to moje wczorajsze urodziny naprawdę mi się podobały.
Zdziwiło mnie, owszem, że kilkoro bardzo bliskich znajomych (jednemu wypomniałem to w SMS-ie) zupełnie zapomniało o moich urodzinach.
Ale – poza tym – te najważniejsze życzenia były.
Pewien gość, który jeszcze nie mówi zbyt wyraźnie, sprzedał mi wszystkie najaktualniejsze newsy. Wyraził też bardzo szczerą troskę o to, że moja suka nie ma świateł odblaskowych takich, jakie on ma na swojej kurtce. Troskę bardziej szczerą, niż prawie wszystko, co nas może spotkać w życiu. Ale goście w wieku poniżej przedszkolnego już to w sobie mają, że są bardzo szczerzy. Szkoda, że to z biegiem czasu przechodzi.
Inni goście, absolwenci, których nie uczę już od roku (jedna z najlepszych grup, jakie dane mi było uczyć), zaskoczyli mnie bardzo niekonwencjonalnie złożonymi życzeniami na tablicy w sali, w której miałem w dniu urodzin zajęcia*.

A Basia przysłała mi – wprawdzie na zdjęciu, ale to mi zupełnie nie przeszkadza – alpejską szarotkę ze szczytu Roda di Vael (2806 m n. p. m.) w Dolomitach.

Bardzo jestem szczęśliwy. Polecam każdemu: zamknij konto na Facebooku. Dowiesz się, kto naprawdę pamięta o Twoich urodzinach. Mój przyjaciel z Waganowic, Piotr, pamiętał.

* Panowie – studenci – są jeszcze na wakacjach, więc – przez pomyłkę – źle się podpisali. Podpis powinien brzmieć „VI TMe”, nie „V TMe”.

Ocieplenie

W piątek, 1 sierpnia, zrobi nam się wszystkim bardzo ciepło. Nie warto tego ignorować. Już raz ludzkość zignorowała globalne ocieplenie i skończyło się to opisami w legendach sumeryjskich, w Biblii i w wielu innych miejscach.

Zdjęcie zrobiłem 5 lat temu w Łodzi, podczas konferencji, na której zasiadałem obok mojego zacnego brata – blogera (już widzę minę Janiny), a w międzyczasie walczyłem na Piotrkowskiej z siecią, w której wówczas nikt poza mną nie chciał mieć telefonu komórkowego, a teraz mają albo pragną mieć wszyscy (tu linku nie będzie, sorry).
Widok był piękny, nie tylko na Piotrkowskiej.

Tak samo jak teraz widok jest piękny, czy patrzeć w przeszłość, czy przyszłość, czy patrząc na to, co jest obecnie.

Psi mechanik

Z okazji Dnia Mechanika 2014 najserdeczniejsze życzenia dla wszystkich moich mechaników, w tym mojej suki Zuzanny, którą dzisiaj zawiozłem na kolejny staż w zakładzie wulkanizacyjnym na szczycie wzgórza, a także dla mechanika najmłodszego z nas wszystkich. Ten wpis to w sumie odgrzewany kotlet sprzed roku, kiedy Zuzannę po raz pierwszy wysłałem, by przyglądała się spawaniu, przykręcaniu i odkręcaniu i różnym innym ciekawym dla niej czynnościom. Był wówczas między nami jeszcze mechanik najstarszy spośród nas wszystkich.

Wszystkiego Najbardziej Mechanicznego!

Zuzanna, w przeliczeniu na ludzkie lata, jest psem od dawna emerytowanym. Ma za sobą dekadę psich doświadczeń, niejedno widziała i niejedno przeszła. Od dwóch lat, za sprawą okrutnego losu i zwykłej kolei rzeczy, spędza długie godziny na samotnych rozmyślaniach, zamknięta w małym mieszkaniu na drugim piętrze bloku. Bywa, że godzin tych jest tak wiele, że Robert musi ustalać dyżury i kilku oddanych i bezinteresownych pomocników odwiedza ją i urozmaica jej wolno płynący czas.
W ubiegły weekend po raz pierwszy, zamiast ustalać dyżury, zdecydowaliśmy się na eksperyment i wysłaliśmy Zuzannę na dwudniowe wczasy do jednego z tych pomocników. Ze zdziwieniem patrzyłem, jak dumnie siedziała dwa metry nad ziemią na miejscu obok kierowcy w kabinie transportowego Mercedesa, gdy Michał przyjechał ją zabrać i gdy odjeżdżali spod bloku.  Przyjęła to tak naturalnie, jakby na co dzień jeździła takimi autami, a nie w bagażniku samochodu osobowego.
Niepotrzebnie martwiłem się, że te dwudniowe wczasy Zuzanna źle zniesie albo że będzie to kłopotliwe dla gospodarzy, u których przebywała. Wygląda na to, że nie tęskniła za swoim kątem, za zabawkami ani za szklaną półką stolika, na której można wygodnie położyć łeb i przy okazji dbać o to, by była wiecznie wysmarowana. W zamian – nie licząc takich niezaprzeczalnych atrakcji, jak psy sąsiadów za siatką, jeże w krzakach agrestu i niczym nieograniczona swoboda biegania wokół domu – były zajęcia bardzo kształcące i rozwijające, jak kładzenie gładzi gipsowej i asystowanie w warsztacie samochodowym.
Mojej osoby chyba też niespecjalnie jej brakowało, bo radości z mojego przyjazdu starczyło może na dwa machnięcia ogonem, po czym Zuzanna wróciła do spraw, które akurat bardzo ją pochłaniały. Z pewnym rozbawieniem patrzyłem potem z daleka, jak pomaga swojemu nowemu panu i gospodarzowi grzebać przy samochodzie. Gdy leżał pod autem, obserwowała go bacznie. Gdy przechodził z jednej strony auta na drugą, ona za nim. Gdy kładł koło auta jakąś część, którą akurat wymontował, podchodziła i ostrożnie ją obwąchiwała. Kto by pomyślał, że przez tyle lat nie dostrzegliśmy wrodzonego talentu naszej suki i nie zadbaliśmy o to, by zdobyła kwalifikacje mechanika samochodowego?
Jak jednak widać na jej przykładzie, na naukę nigdy nie jest za późno. Poza tym pozory mylą i można odkryć predyspozycje do różnych rzeczy u psów i ludzi, u których nikt by się tych predyspozycji nie spodziewał. Skoro dziesięcioletni pies może się zainteresować z powodzeniem budowlanką i mechaniką, to może w te wakacje uda mi się podszlifować trochę swoją znajomość języków romańskich? W każdym razie spróbuję.
Z lekką zazdrością przyjąłem fakt, że suka bardziej się teraz cieszy, gdy zajeżdżamy w miejsce, gdzie spędziła te dwudniowe wczasy, niż gdy wracamy do domu. Hefajstosowi i Afrodycie bardzo dziękuję za to, że dostarczyli jej niezapomnianych wrażeń. Bez Adama, Alberta, Dominika, Kamila, Marcina, Michała, Roberta i Tomka życie Zuzanny też byłoby do niczego. Wczoraj, gdy Michał z Tomkiem przyjechali golfem z Hebdowa i wysiedli z niego na parkingu sto metrów od nas, też ucieszyła się bardziej niż wtedy, gdy ja wróciłem po nią z Paryża w ubiegły weekend.

 

 

Stary rok w nowym roku

Google, jak to Google, przeraża mnie.
W okolicy świąt przesłał mi życzenia w postaci animacji zrobionej z fotografii zarchiwizowanych w moim telefonie komórkowym. Dobór tych fotografii, dokonany wszak przez jakieś komputerowe algorytmy, okazał się tak trafny, że faktycznie stanowi idealne streszczenie minionego roku. A w tytułowym slajdzie tej prezentacji jest zdjęcie ze sceny, która będzie opisana we wpisie sylwestrowym za dwanaście miesięcy.

1990 – niezastąpiona

Starczy staroci z lat siedemdziesiątych.
Był rok 1990. Miałem 18 lat. Każdy, kto w tamtym czasie przeżywał miłosny zawód, znał na pamięć słowa Nothing Compares 2U Sinéad O’Connor.
21 lat później na stacji BP w Brzostku, gdzieś między Pilznem a Jasłem, rozmawiałem po raz pierwszy przy stole z dziewczyną, która ma tyle lat, co ta piosenka. Zostaliśmy sami, bo Przemek poszedł umyć samochód. To była rozmowa o prostych, codziennych sprawach, a jednak wynikało z niej wiele obietnic i dużo nadziei na przyszłość.
Następnego dnia wracaliśmy tą samą drogą, chociaż było nas odrobinę więcej.
Na zdjęciach z początku lat dziewięćdziesiątych wyglądam bardzo śmiesznie. Mam długie włosy i brodę i zdaję się być dziesięć lat starszy. Na zdjęciu z klasy maturalnej nie potrafię z imienia i nazwiska wymienić wszystkich kolegów i koleżanek. Na stacji benzynowej w Brzostku zatrzymuję się za każdym razem, gdy tamtędy przejeżdżam. Nie zapomnę tamtej rozmowy.