Kazimierz żegna

Graffiti i napisy na murach zawsze były żywym komentarzem bieżących wydarzeń. Podczas spaceru po krakowskim Kazimierzu zastanawiałem się przez chwilę, co może oznaczać poniższy napis i jakie miał intencje jego autor. Czyżby to przedwczesne pożegnanie znakomitego serwisu internetowego „Spieprzaj dziadu”, który nie może odnaleźć dla siebie nowej formuły i dogorywa zawieszony pomiędzy bytem a niebytem? A może hołd złożony przez grafficiarza autorowi tych historycznych słów, wraz z którymi potoczna polszczyzna wkroczyła do języka dyplomacji?

Humor za kierownicą

Są dwa rodzaje kierowców, których można się bać, ale sam już nie wiem, który jest straszniejszy. Wiadomo, że mamy tych dwudziestoletnich, odważnych, z dużymi silnikami, którzy nerwowo próbują cię wyprzedzić spychając na prawy pas, chociaż i tak już dwukrotnie przekraczasz dozwoloną prędkość, albo którzy potrafią zmienić pas ruchu kilkakrotnie w ciągu pół minuty, wykorzystując w tym celu luki między samochodami, w których ja chyba nie odważyłbym się próbować zaparkować. O ile jednak nie bez kozery płacą oni wyższe stawki ubezpieczycielom, nie oni mnie chyba najbardziej przerażają. Jeżdżą dynamicznie, brawurowo, to fakt, ale są spostrzegawczy, mają dobry refleks i potrafią ocenić sytuację na drodze w mgnieniu oka.
O wiele większe przerażenie budzą we mnie kierowcy, którzy w ogóle nie rozumieją, co się wokół nich dzieje i jadą tak, jakby opatrzność nie obdarzyła ich ani wzrokiem, ani rozsądkiem. Nie dalej jak wczoraj widziałem starszego pana, który z pasa do skrętu w prawo beztrosko skręcił w lewo, zajeżdżając nonszalancko drogę kierowcom stojącym na pasach do jazdy wprost i do skrętu w lewo, którzy na szczęście zdążyli z piskiem opon zahamować.
Jakieś dwa tygodnie temu stanąłem na skrzyżowaniu zablokowanym przez kobietę, która – nie mogąc jechać dalej, bo zapaliło się czerwone światło – wjechała swoim wielkim terenowym autem na środek skrzyżowania i zatamowała ruch we wszystkich kierunkach. Ponieważ stałem maską w maskę z jej autem, uniemożliwiającym mi skręt w lewo, popatrzyłem na nią z politowaniem i wykonałem mało może stosowny, ale jednak delikatny gest puknięcia się w czoło, co wzbudziło w niej taką agresję, że wysiadła z auta i długo krzyczała, wymachując rękami nawet wtedy, gdy zmieniły się już światła i mogła spokojnie opuścić skrzyżowanie, a tym samym odblokować je i umożliwić przejazd innym zdumionym kierowcom. Nie rozumiała w ogóle, że zablokowała ruch.
Niedawno, jadąc podmiejską ulicą, ze zgrozą i ulgą zarazem (zgrozą z wiadomych powodów, a ulgą, bo udało mi się zahamować) odnotowałem fakt, że jakiś niecierpliwy kierowca wyjeżdżający z drogi podporządkowanej wyprzedza na skrzyżowaniu innego, który zatrzymał się na nim, by ustąpić mi pierwszeństwa.
Jak sobie przypomnę te przygody za kierownicą, to wolę w sumie, by wszyscy kierowcy wokół mnie mieli po dwadzieścia lat i krótki – ale wystarczający dla poczucia się pewnie – staż za kółkiem, niż żeby wokół mnie jeździło stado bezrozumnych baranów, nie widzących w ogóle, co się wokół nich dzieje. A jeśli już muszą prowadzić, to niech mają chociaż do siebie trochę dystansu, jak pani, której samochód zastałem ostatnio zaparkowany koło mojego. Pani musi być rozbrajająco samokrytyczna i trudno by było się na nią gniewać, choćby zrobiła coś bardzo niemądrego.

Wybieramy studia

Moi tegoroczni maturzyści w tym tygodniu dowiedzieli się, czy dostali się na studia. Niektórzy muszą wybierać, bo przyjęto ich na więcej niż jeden kierunek, na różne uczelnie. Ale – dla tych, którzy jeszcze szukają – na krakowskich chodnikach reklamuje się uczelnia o bardzo przyjemnej nazwie. Tylko że, jak się zastanowię, większość tegorocznych absolwentów mogłaby tam chyba wykładać.

Opublikowano
Umieszczono w kategoriach: Bez kategorii Tagi

Komunizm na Garncarskiej


Czy na tym zdjęciu, poza budzącym niemiłe wspomnienia wielu mieszkańców Krakowa bezpośrednim sąsiedztwem Instytutu Onkologii, jest coś niepokojącego? Okazuje się, że traktując dosłownie znowelizowany kodeks karny, można by się czegoś doszukać.
Historia niczego nas nie uczy i wydaje mi się, że popełnianie błędów naszych ojców i dziadków przez nas i naszych potomków jest nieuniknione. Doszedłem do tego pesymistycznego wniosku podczas spaceru ulicą Garncarską, mając w pamięci rozwiązania legislacyjne, które uznają za przestępstwo propagowanie symboli ustrojów totalitarnych, w tym faszyzmu i komunizmu. Pomysłodawcom ustawy przyświecał pewnie szczytny cel, ale gdy zastanowić się nad tym głębiej, egzekwowanie tego prawa jest dość kłopotliwe, interpretacja czynów podlegających karaniu raczej niejednoznaczna, a w dodatku mechanizm kreowania rzeczywistości pozytywnej w gruncie rzeczy dziurawy. Gdzie, na przykład, zaczyna się propagowanie komunizmu i co zrobić z tymi, którzy robią to nieświadomie? Na przykład na happeningach młodych zwolenników Prawa i Sprawiedliwości śpiewano ostatnio sztandarowe przeboje lewackiego (piszę to z całą sympatią, bo bardzo go szanuję) piosenkarza, Johna Lennona, który zresztą pewnie przewracałby się w grobie, gdyby wiedział, jak w politycznym dyskursie wypacza się jego ideologię. Lennon był artystą zaangażowanym politycznie w niespotykany w swoich czasach sposób, ale miał radykalne poglądy internacjonalistyczne, antyreligijne, pacyfistyczne i liberalne obyczajowo, nijak nie przystające do poglądów Jarosława Kaczyńskiego. Zgadzam się, że absurdalne jest śpiewanie przez zwolenników PiS-u „Give Peace a Chance”, ale tym bardziej bez sensu byłoby oskarżanie ich w związku z tym o propagowanie komunizmu.
Przyjrzyjmy się bliżej jednemu z szyldów na poprzednim zdjęciu.


Na ile student pijący piwo w lokalu o socrealistycznym wystroju narusza prawo i propaguje komunizm? A na ile prowadzenie takiego klubu stanowi pochwałę komunizmu?
Albo czym jest działalność gospodarcza młodych mieszkańców Nowej Huty, którzy próbują przyciągnąć do swojej dzielnicy turystów zwiedzających Kraków i urządzają im wzbogacone o szereg atrakcji przejażdżki trabantem po tym unikatowym w skali europejskiej socjalistycznym mieście? To propagowanie komunizmu czy lekcja historii?

Z drugiej strony czy ma być całkowicie bezkarne głoszenie przez współczesnych polityków i politykierów poglądów zbieżnych z tymi głoszonymi w systemach totalitarnych, jeśli tylko w miejsce słowa „komunizm” czy „socjalizm” co chwilę mówią o Polsce, Ojczyźnie czy patriotyźmie, a zamiast na Adolfa Hitlera czy Józefa Stalina powołują się co kilka zdań na Wielki Niekwestionowany Autorytet w rodzaju Papieża Polaka czy jakiejś będącej przedmiotem kultu religijnego osoby – postaci historycznej bądź bóstwa? Można aktywnie szerzyć antysemityzm, ksenofobię czy inne rodzaje nienawiści, jeśli tylko uniemożliwi się krytykę takiej postawy poprzez wypowiedź za pośrednictwem medium niepodlegającego krytyce, czego dobrym przykładem wydają się szopki bożonarodzeniowe w kościele św. Brygidy w Gdańsku?
Niełatwo zapobiec powtórzeniu się wielkich historycznych tragedii, jakie dotknęły ludzkość pod szyldem faszyzmu czy komunizmu. Ale zadaniem historii jest nie tylko ostrzec przyszłe pokolenia przed osobami odwołującymi się bezpośrednio do ideologii, które nas już skrzywdziły, ale także przed totalitaryzmami pod każdym możliwym szyldem, które kiedyś mogą powrócić w zupełnie nowym wcieleniu.

Kraków się kurczy

Cicho o tym w mediach, nikt nie protestuje, a tymczasem Kraków się nam kurczy i to dramatycznie. Można się cieszyć z nowej fontanny i w ogóle całej rewelacyjnej płyty przebudowanego Placu Szczepańskiego, ale prawda jest taka, że według znaków drogowych to już praktycznie peryferia Krakowa. Basztowa, Dunajewskiego i Straszewskiego są już chyba poza jego obecnymi granicami, a Aleje – kto wie – może są już w innym województwie.
Podczas porannego spaceru stojący na Plantach, przy samym Collegium Novum Uniwersytetu Jagiellońskiego, znak określający granicę miasta przyciągnął moją uwagę na tyle, że postanowiłem go sfotografować na dowód, że ktoś – kawałek po kawałku – oddaje Kraków w ręce obcych.

Ostatnie trzy dni

Studentom, którzy kiedyś tak entuzjastycznie przyjęli odwołanie lektoratu, że na poniższym ogłoszeniu cytatem z premiera Marcinkiewicza (trzykrotnym „Yes!”) skomentowali fakt odwołania zajęć, z radością donoszę, że do końca zajęć dydaktycznych na uczelni pozostały już tylko trzy dni.
Od czwartku na ładnych kilka miesięcy wszystkie zajęcia odwołane.

Podniebna majówka


Bywa, że Ziemia z góry wydaje się bardzo podobna do wielkich gazowych planet w rodzaju Jowisza czy Saturna, tyle tylko, że kolorystyka inna. Patrząc na te kłęby chmur dość trudno sobie wyobrazić, że tam pod nimi są jakieś miasta, jacyś ludzie, jakieś życie w ogóle.
A któż by przypuszczał, że pod tymi chmurami, na jednym kontynencie, kilkadziesiąt tysięcy ludzi idzie w pochodzie pierwszomajowym w Paryżu, a w Krakowie taki pochód w ogóle się nie odbywa. W Paryżu kilka równoległych demonstracji, a w Polsce nieliczne grupki – przeważnie starszych osób – skromnie obchodzą to samo święto narażając się na ośmieszanie przez zakłócających obchody nacjonalistów. W Paryżu – ciesząc się z majowego święta – wielokulturowe tłumy mieszkańców i turystów korzystają z pogody, spacerują, siedzą w kawiarniach i chodzą po sklepach, a w Krakowie – choć weekend majowy jest tu o jeden dzień dłuższy – pusto i głucho, bo ze względów religijnych uznano za celowe zamknąć wszystkie sklepy i lokale, nawet McDonalda. W Paryżu na Montmartre rzesza wiernych żarliwie modli się przy relikwiach świętej Teresy od Dzieciątka Jezus, chociaż pięć minut spacerem od bazyliki Sacré Coeur tętni życiem zagłębie marketów erotycznych i kin porno wokół Moulin Rouge. W tym samym czasie rada miasta Częstochowy odrzuca kolejną ofertę inwestora, który chce otworzyć w mieście kasyno, bo ich zdaniem nie będzie ono mogło współżyć z klasztorem na Jasnej Górze, nawet jeśli będzie na drugim końcu miasta. Tym samym jednym głosowaniem radni odrzucają z pogardą pół miliona złotych, jakie jednorazowo chciał podarować inwestor częstochowskiej kulturze i sportowi, nie wspominając o pięciu procentach potencjalnego zysku kasyna przez pięć lat.
Przypadkowy kosmita patrzący z góry na Ziemię przez taki gęsty dywan chmur mógłby się nie domyślić, że w dole pod nim jest jakieś rozumne życie. I może miałby rację.

Pomilczmy

Oglądałem rano kondukt żałobny z prezydentem Kaczyńskim i jego żoną jadący ulicami Warszawy, przylot do Krakowa i przyjazd na Rynek Główny. I myślę sobie, weźmy się w końcu zamknijmy. Bez względu na poglądy polityczne i religijne oraz stosunek do zmarłego prezydenta, weźmy sobie pomilczmy, bo bzdury wygadywane w emocjonalnym pośpiechu raczej uwłaczają godności poległych niż wnoszą cokolwiek pozytywnego.
Jedna z gazet opublikowała niedokończony artykuł o tym, kto kogo w tej tragedii osierocił. W długiej liście nazwisk niektórzy osierocili syna, niektórzy córkę, niektórzy dwoje dzieci, a po niektórych nazwiskach było tylko słowo „osierocił” i miejsce na dopisanie danych, których dziennikarzowi nie udało się zebrać. W pośpiechu nikt nie zauważył i poszło w świat.
Pokazując przejazd konduktu stacje telewizyjne nie mogły się powstrzymać od komentarzy, a przecież czasami nawet rzeczy mówione z dobrą wolą w gruncie rzeczy brzmią bez sensu. Patrząc na jadące trumny nasłuchałem się na przykład o zakupach klejnotów w sklepach wolnocłowych na lotnisku albo o tym, że zmarły prezydent był orędownikiem Rzeczpospolitej wielu kultur i religii. W innej chwili dowiedziałem się z komentarza dziennikarza, że wszystkie samochody jadące przeciwległą nitką autostrady A4 zatrzymują się z szacunku na widok mijanego konduktu, a jednocześnie na ekranie mignęły dwa auta osobowe, które nawet nie zmniejszyły prędkości. I po co to tak pleść głupoty, nie lepiej pomilczeć?
Z pośpiesznie publikowanych artykułów na portalach dowiedziałem się, że jakiś pan nie chce odpowiadać na pytania dziennikarzy wysyłane mejlem, a kondukt z trumnami przejechał ulicą Grocką. Okazuje się też, że Kraków przywitał dzisiaj prezydenta Kaczyńskiego i „jego żonę Maryję„, a krakowski magistrat apeluje do przeciwników pogrzebu o powstrzymanie się od protestów, by nie pokazać się „jako polska, którą dzielą kłótnie”.
Dzisiaj o północy skończy się żałoba narodowa, ale przez cały tydzień jeszcze będą się odbywać pogrzeby ofiar tragedii pod Smoleńskiem. Weźmy uszanujmy chociaż ich pogrzeby i przestańmy pleść trzy po trzy. Apeluję do wszystkich, ale szczególnie do Tadeusza Rydzyka, Jana Pospieszalskiego i TVN24. Znajcie umiar, do cholery.

Duma narodowa

Coraz częściej pojawiają się głosy, że atmosfera wokół pogrzebu pary prezydenckiej jest niesmaczna. Maria Dora uważa, że Kraków nie zasługuje na to, by być miejscem spoczynku państwa Kaczyńskich, skoro nie potrafi docenić zaszczytu, jakim jest budząca kontrowersje decyzja o pochówku na Wawelu.
Bez względu na ocenę tej decyzji (osobiście zgadzam się tu całkowicie z profesorem Widackim i mógłbym podpisać się bez wahania pod jego listem), nie dyskutując już nawet z tą decyzją, warto się zastanowić nad tym, czy rzeczywiście na widok protestujących mieszkańców Krakowa, Poznania czy Warszawy jest czego się wstydzić. Ja jestem zdecydowanie dumny z demonstrujących po obu stronach tego konfliktu. O taką Polskę walczyli nasi rodzice. Polskę, w której będzie wolno wyrażać swoje zdanie. Bogu dzięki minęły już czasy, gdy wszyscy musieli udawać, że są jednomyślni.
Co więcej, istnieje łatwy sposób na porozumienie zwolenników i przeciwników jutrzejszych uroczystości na Wawelu. Nawet najwięksi zwolennicy prezydenta Kaczyńskiego przyznają, że w pośpiechu podjęto decyzję pochopną, nieprzemyślaną. Jest przecież coś absurdalnego w tym, że były prezydent Warszawy, chłopak z Żoliborza, twórca Muzeum Powstania Warszawskiego, nie zasłużył sobie na pochówek wśród największych synów stolicy.
A protestującym trzeba przyznać, że większość z nich zachowywała się bardzo taktownie, z szacunkiem dla zmarłego prezydenta. Na przykład ten flash mob pod pomnikiem Mickiewicza był bardzo grzeczny. Bez żadnych transparentów, okrzyków, na milcząco.




Podziwiam kreatywność protestujących, którzy stanęli przed nie lada wyzwaniem – jak dać dobitny wyraz w sprawie, która ich silnie poruszyła, a jednocześnie nie zakłócić powagi chwili. To przykre, że w ocenie manifestacji odbywa się licytacja na to, kto jest patriotą, a kto nie jest, albo że zarzuca się niektórym awanturnictwo czy brak dojrzałości. Nieprawda. Manifestując w sprawie pogrzebu prezydenta na Wawelu – wszystko jedno czy za, czy przeciw – protestujący dali wzorowy przykład patriotyzmu i zaangażowania w sprawy narodu.
Jeśli czegoś się wstydzić, to może tych teorii spiskowych, których coraz więcej pojawia się w internecie, o rzekomym zamachu stanu, o strzałach z pistoletu na miejscu katastrofy. Wymyślonych naprędce rzekomych cytatów z Nostradamusa, zachęcających do nienawiści między Polakami a Rosjanami. Tak, jest czego się wstydzić. Ale z manifestujących swoje poglądy na Franciszkańskiej, Facebooku czy listami otwartymi należy być dumnym.

W Parku Lotników

Nieliczni pamiętają o pilotach. Oni naprawdę zginęli w czasie służby.