Rolnicy, leśnicy i inni tacy…

Zostałem słusznie upomniany. W przeglądzie mniej i bardziej debilnych filmów studenckich po macoszemu potraktowałem jedną z największych uczelni Krakowa, na której w dodatku studiuje wielu moich absolwentów. Przeglądając filmy z Akademii Rolniczej publikowane przez studentów tej uczelni na YouTube.com można odnieść wrażenie, że studiuje się tam śpiewająco.
Film 1
Film 2
Film 3
Film 4
Film 5
Film 6
Film 7
Film 8
Film 9
Film 10
To jest wpis ze szczególną dedykacją:
– dla Wojtka, by odnalazł się na filologii węgierskiej i by się tam bawił równie dobrze, jak niektórzy jego koledzy kontynuujący studia na Akademii Rolniczej. By czerpał z tego taką samą satysfakcję;
– dla drugiego Wojtka, żeby przynajmniej swoich dzieci dopilnował przy wybieraniu przedmiotów na maturę, skoro sam wybrał bez sensu. Będą mogły pójść na Politechnikę. Tylko pamiętaj, Wojtek, że one akurat mogą marzyć o czymś innym, niż mechanika pojazdów samochodowych;
– i dla Łukasza, żeby wymyślił wystarczająco romantyczne zaręczyny.

Pocieszenie plus

Wakacje akademickie trwają o miesiąc dłużej, więc mam jeszcze kilka tygodni na przygotowanie się do spotkania ze studentami. Ale jeśli po ostatnich dwóch wpisach ktoś doszedł do wniosku, że nie ma to jak praca z ludźmi, którzy zdali już maturę, pozwolę sobie podać linki do kolejnych filmików, tym razem wykonanych przez studentów Politechniki Krakowskiej.

I jeszcze raz podkreślam, że jeśli decydujesz się na pracę jako nauczyciel – czy to w gimnazjum, czy w szkole średniej, czy wyższej – musisz się liczyć z tym, że będziesz pracował z autorami takich filmów. I że to prawdziwy zaszczyt, bo od nich też się można wiele nauczyć, o dziwo. To są ludzie. Mniejsi albo więksi, młodsi albo starsi, ale ludzie. Tacy jak my.

Film 1

Film 2

Film 3

Film 4

Film 5

Film 6

Film 7

Film 8

Film 9

Film 10

I obszerniejszy obraz akademickiego Krakowa – oczami studentów różnych uczelni:


Multimedia dla nauczycieli gimnazjum

Uczysz w gimnazjum? Spotkasz się wkrótce w szkole ze swoimi uczniami i uczennicami, którzy wrócili z kolonii? Może warto wcześniej obejrzeć kilka filmików, które na koloniach nakręcili i beztrosko umieścili na YouTube.com?
Uwaga, filmiki – nawet te wykonane przez dwunastolatków – są przeznaczone raczej dla osób dorosłych, oglądasz na własną odpowiedzialność. Pod wskazanymi adresami masz również możliwość zgłosić film jako nieodpowiedni i niezgodny z regulaminem serwisu YouTube.com, co zaskutkuje jego trwałym usunięciem.

Film 1

Film 2

Film 3

Film 4

Film 5

Film 6

Film 7

Film 8

Film 9

Film 10

Zbulwersowało Cię to? Uważasz, że świat się zmienił i że teraz jest gorzej, niż w czasach, gdy z rodzeństwem jeździliście na kolonie? Widocznie jestem dużo młodszy, bo moim zdaniem nic się nie zmieniło. Tyle, że wtedy nie było tak powszechnie dostępnych urządzeń rejestrujących dźwięk i obraz.

Autorzy tych debilnych filmików będą się nami opiekować, gdy będziemy na emeryturze. Będą nas leczyć, spowiadać, przeprowadzać przez ulicę i podcierać nam tyłki. Ja mimo wszystko mam do nich zaufanie.

Jeśli po obejrzeniu któregoś z tych filmików tracisz zaufanie do swoich uczniów, gimnazjum nie jest dla Ciebie idealnym miejscem pracy.

Dla równowagi inny film jednego z autorów filmów powyżej.


Komisyjny egzamin poprawkowy

Tomek, dzisiaj poważny wykładowca na wyższej uczelni, do nauki w liceum przykładał się tylko na tyle, na ile było to konieczne. Oznaczało to między innymi spędzanie większości lekcji w kinie na przedpołudniowych seansach i pokazywanie się w klasie tylko wtedy, gdy było to absolutnie niezbędne. A że już w pierwszej klasie wraz z dwójką przyjaciół został laureatem stopnia centralnego olimpiady humanistycznej, konieczność ta nie zachodziła często. Przez całą szkołę praktycznie noszono ich na rękach.
Niemiła niespodzianka miała miejsce pod koniec trzeciej klasy, gdy nagle jeden z profesorów wyłamał się z tradycji hołubienia całej trójki olimpijczyków, postawił na swoim i udowodnił Tomkowi i paru innym osobom, że oceny pozytywnej z chemii nie dostaje się za darmo. Właśnie, czy udowodnił?
Z relacji Tomka wynika, że gdy przyszli skorzystać z ostatniej szansy poprawki, profesorowi pękała głowa i cierpiał chyba także na inne dolegliwości. Wyjął z wazonu dwutygodniowe kwiaty i jednym haustem opróżnił jego zawartość, którą – co było widać wyraźnie, bo wazon był szklany – stanowił płyn przypominający kolorem napój z owoców kiwi. Niestety, nie tylko nie przyniosło to profesorowi żadnej ulgi, ale sprowokowało natychmiastowe, obfite wymioty wprost do klasowej umywalki.
Po chwili, gdy profesor doszedł do siebie, wysłał jednego z mających się poprawiać uczniów do sklepu po coś do picia, a reszcie, w tym Tomkowi, resztkami sił wpisał do dziennika najniższą możliwą ocenę pozytywną.
Tomek nieszczególnie ucieszył się z tej poprawionej oceny z chemii, do dziś trzęsie się z nerwów na myśl o stopniu, na który mógł po dwóch tygodniach ciężkiej nauki uczciwie zasłużyć, ale nie było mu dane.
Za kilka dni egzaminujemy z Renatą i Tadeuszem grupkę niedocenionych w czerwcu uczniów. Musimy pamiętać, żeby – przy całej naszej pobłażliwości – dać im jednak możliwość popisania się wiedzą i umiejętnościami, bo taka złość na nauczyciela, który dał coś za darmo, ciągnie się potem przez lata.

Nauczyciel klozetowy

Jednym z najbardziej przykrych obowiązków nauczyciela jest zaglądanie do toalety, w pobliżu której ma się dyżur, i sprawdzanie, czy przypadkiem ktoś nie miesza tam smaku i zapachu dymka papierosowego z innymi, bardziej fizjologicznymi zapachami.

Zbliża się rok szkolny i już mnie brzuch boli na myśl o tym, gdzie dostanę w tym roku dyżury. W deszczu i śniegu będę spacerował po szkolnym parkingu próbując wypatrzyć, co dzieje się za ciemnymi szybami limuzyn naszych uczniów, czy też czekają mnie inspekcje muszli klozetowych i pisuarów?

A może byście tak, panowie, rzucili palenie?


Brednie, czyli polskie fora internetowe

Jak wiadomo, na forach internetowych można spotkać same bzdury. Gramatyczni i ortograficzni debile wypisują rzeczy takie, że nóż się otwiera w kieszeni. Na przykład ostatnio na forach Gazety Wyborczej, Onetu i Wirtualnej Polski natknąłem się na wpisy tak sprzeczne z rzeczywistością, że chyba to jakiś układ degeneratów za pieniądze wypisuje różne brednie. Biskupi mówią, że większość rodziców i nauczycieli domaga się religii katolickiej dla każdego i oceny z religii katolickiej do średniej ocen. A oto na forach, w reakcji na komunikat rządu, iż ministrowi Legutce zabroniono wypowiadania się w tych sprawach bez konsultacji, pojawiły się takie oto wpisy:

Zawiódł mnie Minister! Stchórzył przed biskupami? Straszą go jak kiedyś komuniści, tylko zmienili barwy z czerwonych na czarne. Zamiast Moskwy jest Watykan! Szkoły świeckie!

Bezczelność i hipokryzja. Jedynym twórcą dysharmonii jest hierarchia kościelna. Vide wyniki sondaży!

Kościół przejął funkcję PZPR – tkanki obcej, wysysającej z nas kapitał i wpływającej w sposób niezgodny z konstytucją na nasze prawo.

Skoro chrześcijanie tak bardzo pragną oceniać swoje chrześcijaństwo i ocenę taką porównywać na równi z oceną z j. polskiego, chemii, biologii, matematyki, to niech „temu” co chcą oceniać, nadadzą cechy nauki. Niech zamiast religii wprowadzą sobie przedmiot np.: historia kościoła, znajomość pisma świętego. Wtedy taką ocenę można byłoby jakoś zrozumieć. A tak na marginesie, to czarnym zaczyna się w głowie przewracać.
Brawo SLD!

Wiesz dobrze o tym, że dni supremacji Kościoła katolickiego w Polsce są policzone. Wszyscy wiemy i wierzymy, że niedługo już sytuacja stanie się normalna – jak w innych krajach europejskich. Twoi czarni ulubieńcy znajdą się na swoich miejscach i będą wreszcie pokorni, jak nakazuje im nauka Pana.

Ludzie, czas najwyższy masowo składać akty apostazji i odchodzić z tej zakłamanej religii.

Każdy wie, jak wyglądają te lekcje religii, kpina. Opowiadanie bajek i wylęgarnia prowokacyjnych zachowań uczniów, zero zasad dydaktycznych, wolna amerykanka w kształtowaniu treści. Dla uczniów pożytek jeden – możliwość odrobienia zadań z innych przedmiotów.

Nie powinno być religii w szkołach, bo uczą was zemsty oko za oko, ząb za ząb, a Jezus wam przekazuje „Jeśli cię kto uderzy w jeden policzek, nadstaw mu drugi”. Religia i stopnie z niej na świadectwie już od dawna powinny zniknąć w ogóle ze szkół. Zawdzięczamy je wszystkim rządzącym partiom politycznym po 89 roku. Każda partia, a może jej lider, kierowała się kalkulacją, co będzie lepsze, ile osób na mnie zagłosuje. Takim sposobem kościół obrósł w pierza i teraz będzie go bardzo trudno wyplenić. To nie PiS, SLD są winne. Daliśmy się złapać na lep kleru i na JPII. Każdy Polak po części chciał się wykazać miłością do niego, której nam tak naprawdę brakuje. Kto chce się uczyć religii, szkółki katechetyczne i kościół to miejsca do nauki religii i krzewienia wiary. Takie jest moje zdanie.

Na szczęście znalazłem też wśród setek temu podobnych wpisów jeden wpis odrobinę bardziej zgodny z duchem wypowiedzi księży biskupów i rządu:

Spieprzaj do Iranu uczyć się Koranu. Co ci przeszkadza, zawszony totalitarny stalinisto?

Doktor Andrzej Zbrzezny, opiekun mojego roku na studiach podyplomowych z informatyki na Akademii Jana Długosza w Częstochowie, miał rację. Nie ma najmniejszego sensu śledzić tego, co dzieje się na forach internetowych. Ludzie wypisują tam bzdury, nie mające związku z rzeczywistością, nielogiczne, wulgarne…
A jednak czasem brwi się unoszą z pewnych oczywistych przyczyn, gdy człowiek czyta komentarz do nachalnej i bzdurnej reklamy wyborczej Prawa i Sprawiedliwości na jednym z takich forów:

Wyjechałem za granicę. Płacę niskie podatki (za które mogę iść do lekarza, a nie obserwować budowę kolejnej świątyni), włączając telewizję nie muszę się wstydzić za swoich polityków. Przestępczość nigdy nie była wysoka, a w parlamencie nie siedzą przestępcy i buraki. Rząd dba o ludzi, dorobiłem się uczciwą pracą domu i samochodu. Stać mnie na to, żeby pomagać rodzinie w Polsce. Nikt mnie nie podsłuchuje, nie nagrywa, nikt nie każe mi codziennie wykonywać aktów strzelistych dla kraju, w którym mieszkam. Nikt nigdy nie kazał mi wybierać w jakim kraju (solidarnym, czy liberalnym) chcę żyć – bo żyję po prostu w NORMALNYM.
Raz tylko przyjechał jakiś dziwny, mały polityk z mojego kraju i usiłował mi mówić, że jestem beznadziejny. Nie przejmuję się tym, wzruszyłem ramionami, wyłączyłem telewizor i wróciłem do przyjaciół na piwo i grilla.
Do Polski wracam od czasu do czasu – na wakacje.
Pozdrawiam wszystkich, którzy się jeszcze męczą…

Nieznajomy forumowiczu z Onetu, dziękuję za pozdrowienia. Chciałbym uważać Cię za wariata. Niestety, dokładnie takie same wnioski wynikają z wszystkich rozmów, jakie przeprowadzam z moimi przyjaciółmi, którzy mieszkają w tym samym kraju, co ty. Mam nadzieję, że w Polsce też będę może kiedyś w stanie iść na piwo i grilla nie martwiąc się o to, co jutro rano powiedzą w wiadomościach, kto kogo właśnie nagrał i kto komu przyznał się do tego, że nie umie obsługiwać gwoździa (nawiasem mówiąc nie powinien ktoś taki być ministrem, naprawdę). A jeśli nie, to mam nadzieję, że za rok spotkamy się na piwie w jakimś normalnym miejscu. W Cambridge, w Londynie, w Edynburgu. Jest sporo miejsc na świecie, które można bezspornie uznać za normalne.

Wszystkie cytaty pochodzą z forów portali internetowych Gazety Wyborczej, Onetu, Wirtualnej Polski z ostatnich dni. W niektórych przypadkach poprawiłem rażące błędy ortograficzne.

Brzoskwinie się kończą

Tata bardzo się denerwuje, ponieważ brzoskwinie ładnie mu obrodziły, a rodzina nie nadąża z ich jedzeniem i gniją. I to jest właściwie jedyne jego zmartwienie w tej chwili…

Opublikowano
Umieszczono w kategoriach: Bez kategorii Tagi

Lubię Niemców

W przeciwieństwie do premiera uważam, że to nie Platforma Obywatelska, ale Prawo i Sprawiedliwość jest partią uzależnioną od Niemców. Stereotypy i uprzedzenia antyniemieckie to potężny oręż tej partii w pozyskiwaniu wyborców i – gdyby tak Niemców zabrakło – premier nie miałby jak się skarżyć na „niemiecką dominację”, nie byłoby jak mówić o odwiecznym wrogu, o historycznych starciach i konfliktach interesów, o „ekonomicznym podboju Europy”. Nie byłoby jak atakować Donalda Tuska za dziadka w Wehrmachcie, nie byłoby jak podkreślać patriotyzmu warszawiaka z Żoliborza jako lekarstwa na „fascynację niemieckością”, straszliwą chorobę, na jaką cierpią rzekomo obywatele Gdańska.
W miniony weekend der Bund der Vertriebenen (Związek Wypędzonych) zorganizował w berlińskim centrum kongresowym Tag der Heimat (Dzień stron ojczystych) 2007. Gościem honorowym zjazdu ziomkostw był – między innymi – przewodniczący Parlamentu Europejskiego Hans – Gert Poettering, przeciwko czemu bardzo stanowczo protestują polscy nacjonaliści. Ich zdaniem sankcjonował on swoją obecnością imprezę o charakterze „rewanżystowskim i roszczeniowym wobec Polski”. Co ciekawe, obecność nuncjusza apostolskiego, a także fakt wsparcia imprezy oficjalnym błogosławieństwem przez Benedykta XVI, zupełnie polskim politykom nie przeszkadzają. Tak samo jak nie przeszkadza im fakt, że będący dla nich wielkim autorytetem papież Jan Paweł II również rokrocznie kierował pozdrowienia pod adresem niemieckich ziomkostw. Politycy wmawiają nam, że Niemcy nie chcą się pogodzić z konsekwencjami II wojny światowej i straszą falą „nasilających się w Niemczech rewizjonistycznych roszczeń”. Negują prawo wypędzonych do sentymentu dla stron ojczystych, a w tym samym czasie wzdychają do polskich Kresów i nie uważają za niestosowne, iż polski rząd nie widzi potrzeby utrzymywania ambasadora w kraju, w którym aktywnie wspiera opozycję.
A ja tam lubię Niemców, nie tylko cieszącą się blisko osiemdziesięcioprocentowym, nieosiągalnym dla naszego premiera, poparciem kanclerz Angelę Merkel. W przeciwieństwie do siejących nienawiść do Niemców polityków polskich wysłuchałem w całości przemówienia na zjeździe zarówno Eriki Steinbach, jak i Hansa – Gerta Poetteringa. Nie dopatrzyłem się w nich żadnych wrogich w stosunku do Polski i Polaków akcentów, a prawdę mówiąc więcej w nich było miłości bliźniego, niż w wypowiedziach hierarchów polskiego Kościoła na temat średniej ocen na polskich świadectwach szkolnych, przytaczanych przez media w Polsce w ten sam weekend. Jest mi wstyd, gdy pomyślę o obrzydliwej ulotce Powiernictwa Polskiego, pokazującej Erikę Steinbach ramię w ramię z SS-manem. Chciałbym, jako Polak, być dumny z polskich mężów stanu. I byłbym dumny, gdyby umieli się zachowywać tak, jak polscy biskupi w 1965 roku. Ich „przebaczamy i prosimy o przebaczenie” odbiło się wówczas szerokim echem i wywołało skandal w pewnych kręgach. Okazuje się, że także i dzisiaj miłość bliźniego jest bardzo niepoprawna politycznie, ponieważ dla niektórych polskich polityków II wojna światowa nadal się toczy i wkrótce czeka nas prawdziwa kampania wrześniowa. Tylko bronią tym razem będą głównie haki, dyktafony, pomówienia i teczki.


Warto przeczytać:
Kartę Związku Wypędzonych,
Przemówienie Eriki Steinbach.

Gadu-Gadu i forma grzecznościowa

Wyobraziłem sobie dzisiaj historię zupełnie nieprawdopodobną, a przynajmniej znam ludzi, dla których byłaby ona nieprawdopodobna, wręcz niewyobrażalna. Mnie ta hipotetyczna historia wcale nie zaskakuje, ale to pewnie wina mojej pogłębiającej się schizofrenii.
Załóżmy, że w połowie wakacji siedemnastoletni uczeń technikum zwraca się do swojego nauczyciela z prośbą o pomoc i radę w sprawie zupełnie nie mającej związku z programem nauczania. Uczeń ten – nazwijmy go Jacek – ma właśnie za sobą pierwsze, nieszczególnie udane doświadczenie seksualne. Próbuje się dowiedzieć czegoś, czego dowiedzieć się nie da, a przynajmniej dwukrotnie starszy od niego nauczyciel nie ma o tym zielonego pojęcia. Na wszelki wypadek nie zagłębiajmy się w szczegóły.
Rozmowa odbywa się przez internetowy komunikator Gadu-Gadu o godzinie wystarczająco późnej, by dało się słyszeć wycie psów i stukot kół pociągów z odległości wielu, wielu kilometrów.
Wyobrażam sobie dwie wersje dalszego biegu wydarzeń. W jednej z nich nauczyciel życzliwie i cierpliwie wysłuchuje wszystkiego, co Jackowi chodzi po głowie. Nie odpowiada mu na pytania, na które nie zna odpowiedzi, sam pyta, gdy czegoś nie rozumie lub gdy ma wątpliwości co do przedstawianego toku rozumowania. Nauczyciel wskazuje zagubionemu uczniowi osoby w szkole i poza nią, które mogą dysponować większą wiedzą w przedmiotowej dziedzinie i okażą się bardziej pomocne. Sugeruje mu, żeby się zastanowił, czy nie warto porozmawiać ze starszym bratem, skąd inąd bardzo porządnym gościem.
W drugiej wersji nauczyciel przerywa Jacusiowi po drugim, najdalej trzecim zdaniu, bo internetowa forma komunikacji stopiła jakoś lody i Jacuś bez uprzedzenia zaczyna się zwracać do nauczyciela z pominięciem formy grzecznościowej. Nauczyciel przypomina mu o tym, że uczeń nie powinien być z nim na ty, że należy zachować dystans i okazać właściwy szacunek. Następnie trzeba by chyba jeszcze przypomnieć, że o tej godzinie dzieci już dawno są po dobranocce i z kciukiem w buzi śnią właśnie o Królewnie Śnieżce, a nie o seksie, w dodatku przedmałżeńskim.
Nie mam jakoś wątpliwości, która wersja przebiegu zdarzeń gwarantuje większy autorytet nauczycielowi i większą satysfakcję z przeprowadzonej rozmowy obu stronom. Chociaż w pluralistycznym społeczeństwie trzeba się pogodzić z faktem, że ludzie z różnych rzeczy czerpią satysfakcję. I że niektórzy lubią czasem innym przypominać o powadze swojej osoby i swojego urzędu. Widocznie tego potrzebują.

Ten wpis kontynuuje wątki podjęte wcześniej między innymi w tych wpisach: