Przyjaźni dla środowiska

Dzisiaj na zajęciach z drugim rokiem informatyki słuchaliśmy fragmentu podcastu, z którego można się między innymi dowiedzieć, że pobranie z internetu jednego gigabajta danych wiąże się z zużyciem dwustu litrów wody. Jednym słowem, korzystanie z komputera połączonego z siecią jest bardzo, bardzo nieekologiczne.
Studenci – niezwykle zatroskani, także dzielący się z nami przez hotspota swoim pakietem internetowym Michał – zaczęli podejmować szlachetne rezolucje, by pomóc ratować naszą biedną poczciwą planetę.
Może by tak na przykład, zamiast pobierać piracki film z internetu, jechać na rowerze do znajomych, którzy już ten film mają, i obejrzeć go u nich?
Heniek, jak zawsze najrozsądniejszy, wpada na pomysł genialny i jakże dla wszystkich inspirujący. Zamiast ściągać z sieci filmy pornograficzne, trzeba sobie znaleźć dziewczynę…

Seks na automatyce i robotyce

Od paru dni uważnie śledzę zmiany planu zajęć na studiach dziennych na naszym wydziale. Układający plan kolega stosuje – z konieczności – skróty w nazwach przedmiotów.
Domyślnie otwiera mi się plan studentów automatyki i robotyki. Patrzę na ten plan i widzę w poniedziałki dziwny przedmiot. Wykłady z tego przedmiotu jeszcze mnie tak bardzo nie niepokoją, ale ćwiczenia po południu wydają się być bardzo kontrowersyjne.
Ale może to tylko ja mam takie głupie skojarzenia i nie rozumiem (przynajmniej nie w pierwszej chwili), że to po prostu „podstawy eksploatacji maszyn”…

Filozofia sukcesu

Z jednej strony trudno się dziwić Karolinie Orleckiej, że się denerwuje i ma pretensje o to, że jej praca maturalna z filozofii zaginęła. Ten przykry przypadek losowy z pewnością nie cieszy nikogo.
Z drugiej strony jednak, zamiast załamywać ręce i obarczać winą anonimowy trybik machiny, który zawiódł, powinno się zwrócić uwagę na zupełnie inny aspekt tej sprawy. To, że po kilkunastu latach funkcjonowania systemu egzaminów zewnętrznych na masową skalę zaginął jeden arkusz, to w rzeczywistości – jakkolwiek niezręcznie w stosunku do pani Karoliny to zabrzmi – olbrzymi sukces Centralnej Komisji Egzaminacyjnej i Okręgowych Komisji Egzaminacyjnych i świadectwo praktycznej niezawodności systemu.
Każdego roku polskie instytucje odpowiedzialne za egzaminy na różnych etapach edukacji obracają milionami arkuszy. Dyrektorzy szkół nie zawsze dobrze pakują i opisują koperty z tymi arkuszami, błędy te nie zawsze są jednoznacznie korygowane w tak zwanych punktach odbioru prac. Ocenianie zewnętrzne ma na celu obiektywizm, porównywalność wyników i anonimowość relacji między zdającym a egzaminatorem. W związku z tym prace wędrują niekiedy setki kilometrów, w zależności od zasięgu terytorialnego danej komisji. Ba, w niektórych przedmiotach bywa, że jadą przez całą Polskę.
Wędrówka prac to proces, w którym na los każdego arkusza i koperty czyha wiele różnych niebezpieczeństw. Najpierw – bezpośrednio po egzaminie – dyrektor szkoły odwozi je do najbliższego POP-u. Po drodze – czego żadnemu dyrektorowi nikt nie życzy – może mu wypaść i zawieruszyć się w kącie auta czy garażu jakaś koperta, może mieć wypadek samochodowy, w wyniku którego część kopert i arkuszy może ulec uszkodzeniu lub zniszczeniu, może też nie mieć pewności, czy członkowie zespołów nadzorujących prawidłowo spakowali i przeliczyli wszystkie arkusze na sali. Wbrew pozorom, ustalenie liczby arkuszy, jakie powinny spłynąć w dużej szkole po dużym egzaminie, nie jest wcale takie proste. Nie wszyscy maturzyści przychodzą na egzamin, chociaż wcześniej deklarowali przystąpienie do niego. Zwłaszcza maturzyści z minionych lat, którzy podnoszą wynik, nie zawsze się na egzamin zgłaszają. Wystarczy, by zespół nadzorujący pomylił się i nie odnotował czyjejś nieobecności na protokole sprawdzania, a już liczba arkuszy w kopercie nie zgadza się z liczbą osób przystępujących do egzaminu.
Poza tym powiedzmy sobie szczerze: nie chodziliście do szkoły, nie studiowaliście? Nigdy Wam się nie zdarzyło, że „pani” czy „pan” zgubili klasówki, które mieli w biurku w swojej własnej klasie, nigdzie niby ich nie zabierali? Nigdy Wam się nie zdarzyło, że oddaliście jakąś pracę i nigdy Wam jej nie oceniono? Ja, jako nauczyciel, przyznałem się do takiego błędu kiedyś publicznie. A i tak nie wątpię, że każdy taki przypadek kiedyś miał, jako nauczyciel, czy jako uczeń.
Po kilkunastu latach zginęła praca jednej maturzystki z jednego przedmiotu. Dla tego, który jest winny tej sytuacji, ktokolwiek to był, nie ma żadnego usprawiedliwienia. Pani Karolina potrzebowała tego wyniku i przystąpiła do egzaminu, chociaż od ukończenia liceum minęło już parę lat i chociaż ma już dyplom wyższej uczelni. Ale to, że miliony arkuszy co roku jakoś nie giną i miliony zdających otrzymują wynik, to prawdziwy triumf systemu. I chwała mu za to.

Jubileusz i gadżety

Jedną z pomniejszych inicjatyw związanych z siedemdziesięcioleciem Politechniki Krakowskiej jest ogłoszony przez moje koleżanki konkurs na plakat reklamujący wydział, na którym się studiuje, ze sloganem w języku obcym. Cztery prace moich studentów zakwalifikowały się do finału. Zachęcam do kliknięcia w każde z tych zdjęć i „polubienia” go na FB – pomożesz w ten sposób w zabawie Arturowi, Sabinie, Monice i Apolonii oraz Magdalenie. Co więcej, zwiększysz ich szanse na zdobycie cennych nagród w postaci smyczy, długopisów i innych gadżetów z logo uczelni.

Koniecznie otwórz linki kryjące się pod każdym z czterech powyższych plakatów i polub każdą pracę konkursową. Od tego może zależeć ludzkie życie. To może być początek czyjejś wielkiej kariery.

Lekturka nie do zaakceptowania

Przyglądałem się kilka dni temu z lekkim rozbawieniem, jak dwie nastoletnie uczennice robiły notatki na temat fabuły filmu „Titanic” na podstawie artykułu w Wikipedii, co stanowiło ponoć część ich pracy domowej z przedmiotu wiedza o kulturze. Mniejsza z tym, jakie było zadanie albo jaką z niego dostały ocenę, skoncentrujmy się na treści artykułu.
Można się z niego dowiedzieć, że Wielki Kryzys lat dwudziestych ubiegłego stulecia zastrzelił się. Pozostaje nam życzyć sobie, by i obecne problemy ludzkości po prostu się zastrzeliły i byśmy mogli o tym przeczytać w gazetach.

Obawiam się jednak, że problemy musimy rozwiązać sobie sami, a autor artykułu w Wikipedii, który tyle się umęczył, by streścić „Titanica” scena po scenie, musi popracować nad interpunkcją. I nie jest to jego jedyna słabość. Szczególnie podoba mi się proponowana w streszczeniu filmu nauka „jazdę kolejką górską aż do mdłości”. To, że artyści nie chodzą z ludźmi do łóżka, to skrót myślowy zakładający chyba za bardzo mocno, że wszyscy wiemy, o co chodziło w filmie Camerona. Zdanie „Włożył diament do sejfu a ona jego rysunek” na pierwszy rzut oka wydaje się zdaniem niedokończonym i budzi bardzo poważne obawy o los aktu Rose (nie pastwię się już nad interpunkcją). Zaś „Rose nie kochała Cala, ale akceptowała go pod silnym wpływem matki” to zdanie pozornie całkiem sensowne, ale ukryte w nim dwuznaczności są bardzo zabawne. Dobre jest też „Spotkanie przerwało pojawienie się matki i jej znajomych przez co Rose poszła się przebrać na posiłek”.

Piszę to wszystko dlatego, że nie wszystkich moich studentów przekonuje przykład, który zamieściłem kilka lat temu (i przytaczam go także poniżej), w którym wyjaśniam, czemu nie przyjmuję artykułów z Wikipedii jako tak zwanej „lekturki”.

W ramach lektoratu student co semestr powinien się zgłosić z opracowanym przez siebie kilkustronicowym tekstem o tematyce technicznej. Ma się wykazać jego zrozumieniem i wyjaśnić ewentualne wątpliwości lektora. Wolę udawać, że nie rozumiem, dlaczego studenci, mimo olbrzymiej dostępności rozmaitych źródeł, wybierają najczęściej stronę How Stuff Works lub Wikipedię.
Chociaż jestem zwolennikiem otwartego oprogramowania (niniejszy wpis wklepuję na laptopie z Linuxem) i chociaż sam bardzo często zaglądam do Wikipedii w poszukiwaniu informacji lub nawet w trakcie tłumaczenia z angielskiego na polski lub odwrotnie, nie przyjmuję tekstów pochodzących z tego wielkiego zbiorowego dzieła, jakim jest internetowa encyklopedia tworzona przez wolontariuszy z całego świata.
Studenci dziwią się czasem, gdy odsyłam ich z kwitkiem i każę poszukać tekstu o podobnej tematyce w innych źródłach. Ale na przykładzie poniższego wpisu, który po przegranym przez Polaków meczu pojawił się na moment w polskojęzycznej Wikipedii, można się przekonać na własne oczy, że do celów akademickich lepiej jednak posługiwać się publikacjami papierowymi, a w internecie tylko takimi, które nie stwarzają każdemu przygodnemu internaucie możliwości edycji w dowolnej chwili i z dowolnego miejsca.
Wiem, wiem. Pisze się „chujom”, a nie „hujom”. Ale to nie ja edytowałem ten artykuł na Wikipedii. Quod erat demonstrandum.

Niniejszy wpis to odgrzewany kotlet sprzed siedmiu lat, ale z dodatkową surówką.

Logika informatyka

Uwielbiam informatyków. W ćwiczeniach sprawdzających zrozumienie tekstu czytanego lub słuchanego znajdą zawsze takie problemy, które ani autorowi, ani nikomu innemu w wydawnictwie czy instytucji organizującej egzamin nie przyszłyby do głowy.
Na przykład czytamy tekst o wypożyczaniu rowerów z samoobsługowych stacji w Londynie. Pierwsze pół godziny za darmo, następne funta, każde kolejne pół godziny kosztuje coraz więcej. Oceniamy zdanie, czy koszt wypożyczenia jest tym większy, im dłużej korzystamy z roweru. Zdaniem autora tak. Informatycy kiwają z powątpiewaniem głowami. Przecież to wszystko zależy od tego, jakie porównujemy okresy czasu. Nie ma żadnej różnicy w cenie między jeżdżeniem na rowerze 10 minut a 20 minut. Czyli zdanie jest niby prawdziwe, ale nie zawsze, nie w każdych warunkach, tylko w pewnym przedziale, przy założeniu, że porównujemy ze sobą okresy czasu, z których przynajmniej jeden jest dłuższy niż pół godziny.
Albo sprawdzamy, czy to prawda, że w pewnym hrabstwie ubyło wskutek redukcji najwięcej policyjnych etatów. Średnio ubyło 10% etatów, w naszym hrabstwie 13%, w jakimś innym 16%. Zdaniem autora zadania zdanie jest fałszywe, bo skoro w naszym hrabstwie ubyło 13%, niby powyżej średniej, ale w innym 16%, to w tym innym ubyło najwięcej. No tak, mówią informatycy, ale skąd wiadomo, ilu policjantów pracowało w którym hrabstwie, i na jakiej podstawie można stwierdzić, że 13% z naszego hrabstwa to naprawdę mniej, niż 16% z tego innego? Może tam było mniej policjantów?
Albo wsłuchujemy się w to, czy jest prawdą, iż stres może przejmować kontrolę nad naszym życiem i motywować nas. Słuchany tekst wyraźnie stwierdza, że pod wpływem stresu tracimy panowanie nad sobą, podejmujemy nieprzewidywalne kroki, popadamy w depresję. Ale jednocześnie zdarzają się przypadki, jak pewnej pani, opisywanej w tekście, która nie dałaby rady wykonać jakiegoś tam zadania, gdyby nie stres, który ją zmotywował. Czyli, podpowiada nam klucz, zdanie prawdziwe. Informatycy kręcą nosami. Gdybyśmy oceniali alternatywę, że stres nas kontroluje lub motywuje, w porządku, ale koniunkcja, że robi jedno i drugie, to zupełnie inna sprawa. Koniunkcja jest ich zdaniem fałszywa.
Kimkolwiek jesteś i jakich byś nie miał lub nie miała doświadczeń w układaniu zadań do podręczników lub na egzaminy, testuj je na informatykach. Inaczej nie trafisz palcem nawet do własnego … nosa.

Ten wpis to odgrzewany kotlet sprzed dwóch lat.

Długopis czy krawat

Michał wpada na egzamin kilkanaście minut spóźniony, w pięknie uprasowanej koszuli i długim, wzorzystym krawacie. Siada na ostatnim wolnym miejscu i po chwili nerwowego grzebania po kieszeniach pyta, czy ktoś ma pożyczyć długopis.
Lekko rozbawiony, piszę na tablicy po angielsku, żeby piękny, długi krawat założyć na egzamin ustny, a na pisemne przychodzić z czymś do pisania.
Dwa dni później pytamy z Agnieszką tych samych studentów na ustnym. Wszyscy są w garniturach, włoski na żelu, ogoleni i pachnący. Nawet dziewczyny mają piękne, długie, kolorowe… krawaty. Długopisów nie sprawdzaliśmy.

Skreślony

To zimowe zdjęcie to wszystko, co mogę dodać do poniższej powtórki wpisu o Kamilu w związku ze śmiercią Macieja. Chciałbym już nigdy nie dodawać żadnego zdjęcia do tego wpisu. I chciałbym już nigdy do niego nie wracać.

Na początku i na końcu tego wpisu jest zdjęcie z widokiem z tego samego okna w pracy, a jednak coś uderza na pierwszy rzut oka, chociaż pozornie różnica jest niewielka, bo jest to różnica zaledwie kilku tygodni, paru burz, wichur, a także kilku słonecznych dni, gdy studenci wylegiwali na tym trawniku w przerwach między zajęciami. Coś uderza, podobnie jak uderzyła mnie wiadomość o śmierci jednego z nich.
Sprawdzając nazwiska przypisane w wirtualnym dziekanacie do mnie jako do prowadzącego zanotowałem sobie wprawdzie, że jest skreślony, ale nie przyszło mi do głowy sprawdzać, czemu. Dzisiaj dopiero się dowiedziałem od innych studentów i studentek z jego grupy, a potem z przykrością odczytałem w decyzjach dziekana: „skreślony z powodu zgonu”. Zginął w wypadku samochodowym.
Przez najbliższe trzy miesiące będę musiał w protokole zaliczeniowym wpisywać mu w każdym kolejnym terminie nieobecność nieusprawiedlioną, a potem się pod tym podpisać, inaczej protokół jego grupy nie zamknie się. Tak sobie myślę, że ta obecność naprawdę jest nieusprawiedliwiona, podobnie jak ja nie zasłużyłem sobie chyba na to, by przeżyć tylu fajnych, inteligentnych, sprytnych, dwa razy młodszych od siebie ludzi.
Jakie dzisiaj właściwie ma znaczenie to, że powtarzał rok, albo że w ogóle studiował? Takie wydarzenia pozwalają spojrzeć z dystansem na problemy, przez które codziennie marnujemy wiele czasu i energii. Jakie one mają znaczenie?

Najznamienitsi

Tak wygląda prześwietna katedra fizyki w jednym z najlepszych liceów w mieście. Od lat moi najlepsi studenci przychodzą między innymi z tego liceum. Jeden z rektorów naszej uczelni też się tu uczył. Tutaj zdawał maturę rektor jeszcze jednego krakowskiego uniwersytetu. Wśród nauczycielek pracujących w regionie – absolwentek tej szkoły – niektóre pamiętają, jak wchodziły przez okno do tej sali, bo dyrektor zamknął drzwi wejściowe, a one musiały jakoś wrócić z papierosa na Plantach.
Znakomite liceum, które wkrótce obchodzić będzie dwusetną rocznicę istnienia. Obszerny artykuł na Wikipedii o nim. Absolwenci, którzy zmienili historię świata, nauki, kultury. Palili papierosy na nowosądeckich Plantach, chodzili na wagary, bazgrali po ławkach i po biurku nauczyciela, a co niektóre absolwentki twierdzą, że są z tego dumne i że wstydziłyby się, gdyby po nich żadne bluzgi w tej sali nie zostały. Niektórzy z tych chuliganów zginęli w walce z hitlerowskim okupantem, w obozach koncentracyjnych, na innych zawirowaniach historii.
Na korytarzach tabla absolwentów (wśród nich wielu takich, których w ostatnich latach miałem zaszczyt poznać i uczyć), ale także tablice pamiątkowe ku czci wielu różnych osób. W tej szkole widocznie wiedzieli, że powoływanie się przy każdej okazji na jeden i ten sam autorytet co najwyżej ten autorytet ośmiesza i deprecjonuje, a historia szkoły i historia Polski jest pełna postaci, które mogą posłużyć za źródło inspiracji i które zasługują na to, by o nich pamiętać. O edukacji, niepodległości, wolności i różnych innych wartościach, wypowiadał się pięknie i ciekawie niejeden Polak. Było paru wybitnych, niektórzy dostali nawet nagrodę Nobla.
Znakomita placówka, której uczniowie i absolwenci szczycą się malowaniem i pisaniem wulgaryzmów w pracowni fizyki. O ileż lepsza musi być szkoła, w której nie wolno nawet odezwać się na szkolnym forum? No cóż, porównanie może być tylko jedno. Szkoła, w której nie wolno się odezwać, będzie lepsza od tej na obrazku tak samo, jak Nowy Jork będzie lepszy od Nowego Sącza. W gruncie rzeczy miasta te są podobne. Tu jest Central Park, tu są Planty. Pytanie, gdzie wolisz mieszkać. W Nowym Jorku, czy w Nowym Sączu.
Cieszę się, że są ludzie, którzy marzą o tym, by być z Nowego Sącza.