Pedagogika Jacka Kuronia


Na uroczysty pogrzeb przyjaciela Dalajlamy XIV, Jacka Kuronia, który odbył się w Alei Zasłużonych Cmentarza Wojskowego na Powązkach, przybyli oddać hołd zmarłemu przedstawiciele różnych wyznań: katolicy, ewangelicy, prawosławni, żydzi, buddyści, muzułmanie. Ta smutna ceremonia zgromadziła przyjaciół w liczbie, która przerasta wyobrażenie przeciętnego człowieka o przyjaźni.
Minister Edukacji przyłączył się dzisiaj do kopania tego zmarłego człowieka, chociaż na jego pogrzebie z pewnością zabraknie szczerych łez w tej ilości, co na pogrzebie Jacka Kuronia. Z dumą obwieścił przed kamerami, że Jacek Kuroń nigdy nie był dla niego żadnym autorytetem, a jeśli dla kogoś autorytetem jest, to najwyższa pora by przestał być. Nie wydaje mi się, by Minister Edukacji miał prawo decydować o tym, kto będzie, a kto nie będzie moim autorytetem.
Minister Edukacji, przeciwko któremu od początku sprawowania przez niego urzędu odbywają się spontaniczne protesty, którego natychmiastowego odwołania zażądało sto kilkadziesiąt tysięcy osób, który do polskiej szkoły wprowadza destrukcję i bezcelowość, niszczy autorytet nauczyciela i autonomię ucznia, wypacza podstawowe wartości szkoły i na swoich działaniach buduje populistyczny polityczny kapitał, wiesza psy na człowieku, którego format przerastał nas wszystkich. Człowieku, który umiał rozmawiać z każdym i słuchać każdego. Człowieku, który swą wielkość czerpał z szacunku dla innych.
Jest mi bliska pedagogika Jacka Kuronia ujęta w poniższych pięciu punktach. Jeśli Minister Edukacji widzi w niej coś złego, to jest to tylko kolejny dowód na to, że trzeba się bronić przed jego wizją polskiej szkoły.


1. Budujemy różnorodny zespół, w którym każdy ma szanse być w jakiejś dziedzinie najlepszy.
2. Pracujemy metodą zadaniową, a zadanie lekko wykracza poza granice naszych możliwości.
3. We wzajemnych relacjach kierujemy się „prawem najmniejszego”.
4. Nieodłączne od edukacji jest kształtowanie postaw, a wychowawca wychowuje całym sobą.
5. Uczymy się po to, aby przekształcać świat – a nie po to, by się do niego przystosować.