Lepsza Polska


Gdy miałem osiemnaście lat i uzyskałem bierne prawo wyborcze, Polska nie była już za żelazną kurtyną, Polska nie była już Ludowa, Polska była wolna i demokratyczna, była liderem przemian w całym regionie. Lech Wałęsa był bohaterem nie tyle narodowym, co międzynarodowym.
Minęło siedemnaście lat i ludzi o dziesięć lat ode mnie młodszych przedstawiciele partii rządzącej nazywają stalinowskimi oprawcami, marszałek Sejmu podczas obrad ubliża posłom lewicy określając ich mianem słuchaczy uniwersytetu marksizmu-leninizmu, największe osiągnięcia minionych kilkunastu lat depcze się i opluwa twierdząc, że to, co było inspiracją dla całej Europy Środkowo-Wschodniej, było w rzeczywistości spiskiem uknutym przez tajemniczy układ i agentów służb specjalnych obcego mocarstwa. Atakuje się podstawowe instytucje demokratycznego państwa zabezpieczające obywateli przed swawolą władz. Władze powołują specjalne instytucje mające dbać o wizerunek państwa poza jego granicami, a jednocześnie najbardziej znane słowa głowy państwa to „Spieprzaj, dziadu!”, a premier Rzeczpospolitej musi się przed zagranicznymi dziennikarzami w Brukseli tłumaczyć, że nie jest wielbłądem.
Nie jestem dumny z tego, że polski premier w ten sposób „zdobywa Europę”. Wręcz przeciwnie. Uważam, że hańbą jest fakt, że polski premier musi się tłumaczyć z polskiego nacjonalizmu i zaściankowości. Hańbą jest to, że najwyższe władze państwowe uczestniczą w obrzucaniu błotem akurat tego, co dla Polski współczesnej powinno być powodem do największej dumy. Hańbą jest to, że w obronie wolności i swobód obywatelskich zabiera głos Elton John podczas koncertu na festiwalu w Sopocie, a na drugi dzień głowa państwa inauguruje uroczystości religijne na Jasnej Górze. Hańbą jest lansowanie przez władze głupawej i populistycznej idei Czwartej Rzeczpospolitej, którą odcinamy się od osiągnięć podziwianych i naśladowanych przez wiele krajów postkomunistycznych. W przypadku naszych sąsiadów śmiało – acz z przykrością – trzeba powiedzieć, że uczeń przerósł nauczyciela.
Gdy słucham wypowiedzi członka koalicyjnej partii rządzącej, który nazywa dwudziestopięcioletniego, a więc urodzonego już po sierpniu 1980 roku polityka lewicy „stalinowskim zwyrodnialcem”, umiem prawidłowo ocenić, kto stracił umiar i kto nie ma do powiedzenia nic mądrego i konstruktywnego. Gdy mój dwudziestodziewięcioletni znajomy mówi mi, że lewica w Polsce to margines na wymarciu, to wiem, że jego partia – nawiasem mówiąc tak lewicowa, że lansuje nacjonalizację polskiego przemysłu – zrobiła mu straszne siano w głowie i że gość nie rozumie w ogóle, co mówi.
Starajmy się mimo wszystko zachować spokój. Polska zasługuje na to, by stać na obu nogach, tak lewej, jak i prawej. Może kiedyś obie te nogi będą zdrowe i sprawne, może kiedyś nie będzie ich toczyć rak oszołomstwa i nienawiści. Gdy jedna noga nienawidzi drugiej, człowiek daleko nie zajdzie. A już na pewno nie zatańczy.