Przejęzyczenie

Zastanawiam się, jak to możliwe, by głowa państwa powiedziała w publicznej telewizji, że chrześcijański czy katolicki system wartości jest jedynym powszechnie przyjętym systemem wartości w naszym kraju i nie ma on alternatywy. Jakoś tak nie chce mi się wierzyć, że prezydent powiedział coś takiego w dniu, w którym miało dojść do ingresu nowego arcybiskupa stolicy.
Bez względu na osobiste poglądy głowy państwa wypowiedź taka narusza nie tylko konstytucję, ale nawet stoi w sprzeczności z konkordatem pomiędzy Polską a Watykanem. Już pierwszy rozdział Konstytucji RP mówi, że kościoły i inne związki wyznaniowe są równouprawnione, a władze publiczne w Rzeczypospolitej Polskiej zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych. Pierwszy artykuł konkordatu potwierdza autonomię i niezależność pomiędzy kościołem a państwem. No i przede wszystkim, jest to wypowiedź niezręczna i niestosowna zarówno w stosunku do obywateli Polski, jak i w stosunku do obywateli krajów, których biorąc udział w misjach międzynarodowych próbujemy podobno nauczyć demokracji.
Mam głęboką nadzieję, że pan prezydent po prostu się przejęzyczył. Chodziło mu pewnie o to, że większa część społeczeństwa polskiego – bez względu na przynależność wyznaniową – uznaje uniwersalny system wartości w przytłaczającej części zgodny z elementarnymi wartościami chrześcijaństwa, zwłaszcza w wymiarze rodzinnym i społecznym. Słowo „katolicki” zupełnie podświadomie i niechcący „wymsknęło się” panu prezydentowi i z pewnością tego żałuje. Jest to tak oczywiste, że nie oczekuję od niego właściwie żadnych przeprosin, chociaż jest pewnie wiele osób, którym pomogłoby to otrząsnąć się z szoku.
Większość z nas nie zabija, nie kradnie, szanuje autorytet rodziców. I takie zapewne wartości miał na myśli pan prezydent. Wartości, jak wiadomo, nieporównanie starsze niż katolicyzm.
Nic chyba tak bardzo nie szkodzi kościołowi katolickiemu, jak niezręczne wypowiedzi ostentacyjnie pobożnych polityków. Gdy posłowie na Sejm Rzeczpospolitej próbowali wspomóc rolnictwo modląc się pół roku temu o deszcz, albo gdy czterdziestu sześciu z nich wpadło w ubiegłym miesiącu na pomysł, by uczynić ze swojej ojczyzny królestwo niebieskie nie przez poprawę bytu współobywateli, obniżenie podatków, pobudzanie przedsiębiorczości, ale przez intronizację Jezusa Chrystusa, ośmieszyli w oczach wielu ludzi religię o wiele bardziej, niż niejeden ateista.
Po sąsiedzku z domem moich rodziców funkcjonuje jezuicki dom rekolekcyjny, w którym niejedna zabłąkana i zahukana przez religijnych ekshibicjonistów osoba odnalazła Boga. Wydaje mi się, że kościół więcej by zyskał stawiając na takie głębokie emocjonalnie i świadome poszukiwanie Boga przez ludzi, aniżeli popierając rzucających frazesy polityków, którzy co najwyżej przysporzą kościołowi trochę konformistów, a niejednego wierzącego i myślącego człowieka nakłonią do apostazji. O tym, że chrześcijaństwo jest filarem moralności narodu, wiele mówił Adolf Hitler.
Ja rozumiem, że kościół jest takim miejscem, z którego nie można nikogo wyprosić. Ale uważam, że jest jakieś kompromisowe wyjście i istnieje niejedna alternatywa pomiędzy wypraszaniem a tym, by dawać się wykorzystywać.