Nie będzie niczego

Nasza szkoła to kompleks budynków rozsypanych na zboczu malowniczego wzgórza. Większość lekcji języka angielskiego odbywa się w jednej z dwóch pracowni w budynku głównym lub w naszym – jak go pieszczotliwie nazywamy z koleżankami – instytucie filologii angielskiej w męskim skrzydle internatu – trzy pracownie.
Poranne poniedziałkowe lekcje języka angielskiego w internacie zaczynają się czasem od barwnego rytuału, w którym nauczyciel otwiera klasę uczniom oczekującym na rozpoczęcie lekcji, po czym uczniowie wchodzą do klasy wnosząc krzesła, na których siedzieli przez ostatnie parę minut. Niektórzy uczniowie – z powodu czysto obiektywnych uwarunkowań komunikacyjnych – przyjeżdżają do szkoły na długo przed pierwszym dzwonkiem, więc te krzesła na korytarzu mogłyby się wydawać wyrazem troski o nich i o komfort ich porannego oczekiwania na lekcję. Prawda jest jednak taka, iż czasami krzesła z naszych pracowni są pożyczane na różnego rodzaju imprezy odbywające się w internacie w weekendy i dni wolne od nauki: wesela, przyjęcia, Sylwester. W niedzielę podczas sprzątania po imprezie pożyczone krzesła odstawia się pod pracownię, z której zostały wyniesione.
Nasz internat to olbrzymi gmach w kształcie podkowy, której boczne ramiona stanowią męskie i żeńskie skrzydło z pokojami dla mieszkańców, a przód podkowy to ciąg w postaci dużej świetlicy, pełniącej czasem funkcję sali konferencyjnej, długiego i szerokiego korytarza z biurami po jednej stronie, stołówki i kuchni. Gdy w piątek po południu z internatu wyjeżdżają uczniowie, gmach pustoszeje i robi się tu głucho. Gdy w poniedziałek ponownie wypełnia się młodzieżą, poza krzesłami na korytarzu czy resztkami dekoracji pod sufitem nie ma już śladu po weselu, które odbywało się w wynajętej na weekend świetlicy i stołówce. Wynajmowanie sal w internacie to odwieczna tradycja szkoły, dodatkowe źródło dochodu, ważny element istnienia szkoły w środowisku lokalnym. Wesela w internacie niejednokrotnie organizują absolwenci naszej szkoły, a bywa, że ich dzieci trafiają do nas jako uczniowie kilkanaście lat później.
Mój ulubiony wiceminister przypomniał nam ostatnio, że zgodnie z ustawą o wychowaniu w trzeźwości te wszystkie internatowe imprezy muszą być bezalkoholowe. Litera prawa jest tu całkowicie jednoznaczna i szkoła nie ma prawa wynajmować lokali na imprezy, na których podaje się alkohol. Na naszych internatowych weselach i Sylwestrach alkoholu naturalnie nie ma, ale czyż nie jest to jakiś absurd, że podczas gdy co niektórzy nasi uczniowie w sobotni wieczór zalewają się w trupa na rozmaitych imprezach i w rozmaitych lokalach poza szkołą, dyrektor szkoły chroni ich przed demoralizacją poprzez to, że nie dopuszcza do podania butelki wina na imprezie w szkolnej stołówce? W niedzielę rano, gdy niektórzy uczniowie będą właśnie na czworaka docierać do domu, butelka zostałaby wyrzucona do kosza, lampki zostałyby pomyte, powycierane i pochowane, a weselni goście rozjechaliby się do domu w znakomitym humorze. Całe szczęście, że póki co nie brak chętnych do wynajmowania internatu na imprezy bezalkoholowe.
Ryszard Kapuściński w październiku 2006 spotkał się z młodzieżą licealną z alpejskiego Bolzano w tradycyjnej tyrolskiej gospodzie. Cóż to za lekkomyślność w wyborze miejsca na spotkanie, nieprawdaż? Takie spotkanie autorskie z człowiekiem wszechstronnym, otwartym i mającym głęboką wizję współczesnego świata, musiało licealistom z Bolzano bardzo zaszkodzić.
Dura lex, sed lex. No dobrze. Ale wypadałoby jednak zachować odrobinę zdrowego rozsądku i nie posuwać się do absurdu. Nie ma co rozpinać parasola nad kochanymi dziatkami w upalny letni dzień, zwłaszcza jak dziatki pod tym parasolem wcale się nie tłoczą, tylko pobiegły się pluskać po pijanemu na niestrzeżonym kąpielisku w opuszczonej gliniance. Nie namawiam do tego, by po złożeniu parasola opalać się na leżaku z drinkiem w ręku, ale po co trąbić na lewo i na prawo i przypominać wszystkim, aby stali na baczność z parasolami w ręku? Trochę zdrowego rozsądku i trzeźwej oceny faktów przyniosłoby więcej pożytku niż represyjne gadulstwo w stylu Kononowicza.