Oddychajmy, póki można


Wczoraj w sklepie internetowym Ośrodka Usług Pedagogicznych i Socjalnych zakupiłem emblemat Związku Nauczycielstwa Polskiego i mam zamiar wpiąć go sobie w klapę i nosić go, dopóki pracuję w szkole, niczym Lech Wałęsa nosi swoją Czarną Madonnę. To moja reakcja na żądanie wyartykułowane w sobotę przez wiceministra edukacji, by nauczyciele odcięli się od dziedzictwa Związku.
Minister Orzechowski od dłuższego czasu wydobywa z głębi swojej ściśniętej nienawiścią (do ZNP i nie tylko) krtani sformułowania tak szokujące, że niektórzy przestają już z nim polemizować i sugerują mu badania psychiatryczne.
Irena Dzierzgowska długo wylicza akty prawne, które naruszył swoimi wypowiedziami w minionym tygodniu:
Art. 12, 32, 58, 59 i 60 Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej
Art. 2, 20 i 23 Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka
Art. 22 Międzynarodowego Paktu Praw Obywatelskich i Politycznych
Art. 8 Międzynarodowego Paktu Praw Gospodarczych, Społecznych i Kulturalnych
Art. 11 Konwencji o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności.
Ustawę o związkach zawodowych.
Art. 36 i 36a Ustawy o systemie oświaty
Art. 4 Karty Nauczyciela
Rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej i Sportu z dnia 6 maja 2003 r. w sprawie wymagań, jakim powinna odpowiadać osoba zajmująca stanowisko dyrektora oraz inne stanowisko kierownicze, w poszczególnych typach szkół i placówek.

Ponad 11 tysięcy nauczycieli protestowało w sobotę w Warszawie przeciwko kierownictwu resortu edukacji. Dla porównania, w tym samym czasie w całej Europie odbywały się demonstracje przeciwko wojnie w Iraku, z których większość zgromadziła 2 – 3 tysiące ludzi. To pokazuje skalę horrendalnego problemu, bagatelizowanego przez polskie władze.
Unikając rzeczowej dyskusji o problemach polskiej oświaty i twierdząc, że generowany przez polityków chaos w polskiej szkole to przywracanie elementarnego porządku, minister Orzechowski odwracał w sobotę uwagę od meritum sprawy oskarżając legalnie działający związek zawodowy o to, że jest organizacją o rodowodzie przestępczym, a uczestników manifestacji o to, że są płatnymi klakierami, którzy za wyjazd do Warszawy przyjęli dietę w wysokości 25 złotych.
Nie wiem, czy wiceminister naprawdę uważa, że kwota 25 złotych jest w stanie zmobilizować polskiego nauczyciela do tego, by wbrew swoim przekonaniom poświęcić sobotę i jechać spacerować po deszczu w Warszawie? Nie rozumiem też za bardzo, dlaczego wiceminister chce zawiadamiać prokuraturę o tym, że związek zawodowy wypłaca diety swoim członkom, skoro to oni, a nie wiceminister, płacą temu związkowi składki? Co miesiąc kilkanaście złotych z mojej kieszeni trafia na konto związku. Nie pojechałem wprawdzie do Warszawy, ale jeśli z tych moich składek wypłacono kilka diet komuś, kto był obecny na manifestacji, naprawdę nie mam pretensji.
Podobnie jak marne jest wyobrażenie wiceministra o tym, co skłonny jest polski nauczyciel zrobić za 25 złotych, tak i marna jest wiedza o tym, co jest czas robić w szkole. Panu ministrowi wydaje się, że szkoła ma czas – cokolwiek by to nie znaczyło – promować homoseksualizm. Widocznie mamy jakieś zupełnie inne doświadczenia, jeśli chodzi o szkołę. Moim skromnym zdaniem w nowym, trzyletnim liceum, a także czteroletnim technikum, jest zdecydowanie za mało czasu na przygotowanie uczniów do egzaminów zewnętrznych, kto by tam znalazł czas (nie wspominając o ochocie), by zaglądać swoim uczniom do łóżka.
W technikum ogrodniczym miałem kiedyś dwie uczennice, z których jedna ubierała się zawsze na chłopaka, chodziła krótko ostrzyżona i mówiła zniżonym głosem. Dziewczyny przyszły ze sobą jako para na studniówkę, a po latach spotkała je na mieście koleżanka ucząca wychowania fizycznego. Okazało się, że mieszkają razem w Krakowie, jedna z nich zmieniła płeć i planują wejść w związek małżeński. Nieszczególnie rozumiem, co tego rodzaju problemy osobiste mogłyby obchodzić nauczyciela, albo jaki mogłyby mieć wpływ na ocenę tych dziewczyn w szkole.
W liceum ekonomicznym miałem kiedyś ucznia, u którego w każdym wypracowaniu pojawiał się jakiś wątek homoseksualny, przynajmniej w formie jakiejś dygresji. Gdy pisał o planach na przyszłość, pisał o swoim chłopaku. Gdy pisał opowiadanie, wśród bohaterów przynajmniej drugoplanowych były osoby homoseksualne, jak w życiu. Nie wiem za bardzo, jakie kryteria oceny mogłyby dyskwalifikować prace i wypowiedzi tego ucznia, który był jednym z moich najlepszych uczniów i pierwszym uczniem w naszej szkole, który zdawał maturę pisemną z języka angielskiego (wówczas nie była ona obowiązkowa).
Na lekcjach języka angielskiego nie mam szczególnie czasu koncentrować się na czyimkolwiek życiu seksualnym. Nie zamierzam przekonywać moich uczniów do obrania takich czy innych wzorców zachowań seksualnych, nie zamierzam ingerować w ich prywatne życie i decyzje. Będę się z szacunkiem odnosić do stylu życia i przekonań każdego ucznia, bez względu na to, jak bardzo odbiegać będą one od przekonań partii będącej w danej chwili u władzy. Zamierzam się identyfikować z celami stowarzyszeń i organizacji takich, jak mi pasuje, do czego konstytucja – póki co – gwarantuje mi prawo. Zamierzam korzystać ze swobód obywatelskich i nie ograniczać tych swobód nikomu innemu, w tym także moim uczniom.
Uczniowie przemijają, nauczyciele przemijają, ministrowie przemijają. Dziś przypadkowo dowiedziałem się, że w ubiegłym roku jesienią zginął mój były uczeń z technikum ogrodniczego, Grzegorz. Jest mi bardzo przykro, że tak wspaniały młody mężczyzna, człowiek prawy i szlachetny, którego sporadycznie – raz na parę miesięcy – widywałem, odszedł. Przykro mi, że nikt z klasy Grzegorza mnie o tym nie zawiadomił.
Przeminiemy wszyscy. Jedni za noszenie w klapie emblematu ZNP, inni za pogardę dla konstytucji i praw człowieka, jeszcze inni odejdą zwyczajnie, zupełnie nieoczekiwanie, tak jak Grzegorz. Jedna rzecz nie przemija sama z siebie i trzeba z nią walczyć nieustannie: ludzka głupota, zawiść i żądza władzy nad innymi. Jedna z wyższych wartości zawodu nauczyciela to ochrona tych, którzy tak szybko odchodzą, przed zakusami głupich, zawistnych i żądnych władzy. By każdy mógł oddychać powietrzem przez szeroko otwarte okno, nawet jeśli ubiorą go w mundurek i będą trzymać pod kluczem.