Ewangelista Richard Dawkins


Jeśli ktokolwiek poczuje się urażony treścią mojego dzisiejszego wpisu, zawsze można to złożyć na karb mojej mocno nadwyrężonej psychiki i nieszczególnie sprawnego umysłu, o czym niech świadczy fakt, że Bruce Willis i Mos Def (a ściślej film 16 Blocks z nimi w rolach głównych) właśnie doprowadzili mnie do łez tak rzewnych, do wzruszenia tak głębokiego, że nie pamiętam niczego, co w przeciągu ostatnich kilku lat wprawiłoby mnie w podobny stan, może poza piosenkami Marii Magdaleny i Judasza w musicallu Jesus Christ Superstar. No, może jeszcze Arek śpiewający solo kolędę.
Głównym przesłaniem 16 Blocks jest wiara w to, że ludzie potrafią się zmieniać na lepsze. Odkąd ksiądz Karol, powszechnie nazywany przez wszystkich Karolkiem, powiedział moim rodzicom, że znam Pismo Święte lepiej od niego, moje zwyczaje i upodobania czytelnicze też się bardzo zmieniły. Ostatnio dużo czasu spędziłem nad Koranem, część wakacji spędzam w hamaku słuchając książek Dana Browna w wersji audio, w miniony weekend – o czym już wspominałem – wzruszałem się ostatnim tomem sagi o Harrym Potterze. Są w Biblii księgi, do których czasami wracam z przyjemnością, ale w gruncie rzeczy rację ma Richard Dawkins pisząc, że nie jest to książka, którą można z czystym sumieniem dać do czytania dziecku – niejedna księga ocieka rzekami krwi, Bóg Starego Testamentu ma charakter – delikatnie mówiąc – niegodny naśladowania, a z lektury Pięcioksięgu można by wywnioskować, że do rzeczy cnotliwych należy ćwiartowanie żony albo oferowanie swoich córek do gwałtu zbiorowego obcym mężczyznom.
Dawkins stawia znak równości między trzema wielkimi religiami monoteistycznymi naszej cywilizacji – judaizmem, chrześcijaństwem i islamem. Sprowadza je do tego samego źródła i pokazuje, jak jedna wynika z drugiej. Może to stanowić spore zaskoczenie dla przeciętnego katolika, który ani o swojej religii, ani o islamie nie ma zielonego pojęcia, ale decyduje się w oparciu o różnego rodzaju mity i stereotypy dokonywać ocen i sądzi, że wartości chrześcijańskie i muzułmańskie są sobie całkowicie przeciwstawne.
Bezlitośnie obchodzi się Dawkins z Tomaszem z Akwinu, a przeczytawszy w tym tygodniu jego The God Delusion zrozumiałem lepiej, dlaczego kreacjoniści tak bardzo się boją nauczania teorii ewolucji w szkole (chociaż mnie jakoś nigdy świadomość słuszności tej teorii nie przeszkadzała wierzyć w Boga), a także dlaczego Terry Eagleton napisał swego czasu w Guardianie, że Jan Paweł II był największą katastrofą, jaka przydarzyła się kościołowi katolickiemu od czasów Darwina.
Gdyby dosłownie traktować nakazy księgi, na którą lubią powoływać się moraliści, musielibyśmy przestrzegać sabatu i uśmiercać każdego, kto tego dnia dopuściłby się jakiejkolwiek pracy, choćby zbierania drewna na opał. Mężczyźni kamienowaliby swoje żony, gdyby w noc poślubną okazało się, że nie są one dziewicami, śmierć czekałaby nieposłuszne dzieci. Równie absurdalne wskazówki do dobrego życia znajdziemy zresztą także w Nowym Testamencie, zwłaszcza w listach apostolskich. Większość ludzi wierzących wyznaje tak naprawdę zupełnie inne wartości niż te, które zdaje się nam wpajać Biblia.
W 16 Blocks najbardziej wierni wartościom okazują się notoryczny przestępca i policjant pijaczyna, po których najmniej byśmy się tego spodziewali. Najbardziej radosną nowiną w książce Dawkinsa jest pewna naturalna i oczywista konstatacja, że człowiek może dążyć do dobra także wtedy, jeśli jest ateistą. Że poszukuje dobra i piękna także wówczas, jeśli żaden bóg nie jest dla niego źródłem tych wartości. Ba, ponieważ pewna część wierzących przyznaje się do tego, że wystrzega się zła tylko ze strachu przed gniewem bożym, szczerość i wytrwałość ateistów w poszukiwaniu wartości mają większy potencjał.
Serdecznie polecam The God Delusion Richarda Dawkinsa zarówno tym, którzy wstydzą lub boją się przyznać do swojego ateizmu, jak i tym, dla których ateizm jest jednoznaczny z nihilizmem. Książka jest też dostępna w języku polskim.