Impresja pohospitacyjna


To zdjęcie zrobiłem w środę po południu podczas zajęć z drugim rokiem informatyki. Na pierwszy rzut oka, nic się nie dzieje i każdy zajął się swoją własną osią czasu na fejsie i lansuje się do bólu, stąd taka cisza i skupienie. Otóż nie, 12K1 pisze na tym zdjęciu kolokwium online, każdemu wylosowało się trzydzieści pytań ze stu i tylko dwóch z nich zaliczy to kolokwium za pierwszym podejściem, w tym Patryk najlepiej (w momencie uchwyconym na zdjęciu jeszcze tego nie wiedzą). Łukasz wprawdzie nie zaliczy, ale i tak będzie miał kilka konstruktywnych i merytorycznych uwag do wylosowanych pytań i trzeba będzie poprawić klucz, żeby te uwagi uwzględnić. Grzegorz udzieli kilku odpowiedzi niestandardowych, których analiza również zaowocuje rozszerzeniem klucza. W środę, dzięki tym zabawom na komórkach, dowiedziałem się, że Brainfuck (to akurat wkład Mateusza z innej grupy, nie ma go na tym zdjęciu, nawet za kolumną) Hamburger to fachowe słownictwo programistyczne.
Gdy Bogusław Śliwerski napisał na swoim blogu apel, by nie zabraniać korzystania z komórek w klasie, już w jednym z pierwszych komentarzy padł argument o ściąganiu na klasówkach.
Kilka tygodni temu miałem na zajęciach hospitację. Przywykłem już wprawdzie do tych okresowych odwiedzin jednej czy drugiej szefowej na naszych zajęciach, ale zawsze się to wtedy trochę przeżywa i myśli o tym przez kilka dni. Tuż po hospitacji, na zajęciach w różnych grupach pierwszego roku, sprawdzaliśmy pewne dość skomplikowane ćwiczenia z transformacji. W jednej grupie czytanie zrobionych ćwiczeń zajęło nam chyba połowę zajęć, a i tak nie mogłem mieć pewności, że każdy zrozumiał, jak i dlaczego wygląda poprawna odpowiedź. Pisanie wszystkiego na tablicy zajęłoby nam chyba drugie tyle czasu, o ile w ogóle markery nie wypisałyby się w połowie tego podsumowania. W kolejnej grupie, w której robiliśmy dokładnie to samo, poprosiłem ich o wyciągnięcie smartfonów, weszliśmy wszyscy na jeden wspólnie edytowany Dokument Google, podzieliliśmy się zdaniami, każdy szybko napisał 2-3 wyznaczone zdania w przypisanym im miejscu, i w kilka minut mieliśmy gotowy cały dokument do przejrzenia i sprawdzenia. Było to o wiele bardziej efektywne niż metoda w pierwszej grupie, ale przez chwilę, gdy pisali, wyglądało to zupełnie tak, jak ta scena na zdjęciu. I pomyślałem wtedy, że gdyby ktoś nagle wszedł do sali i zobaczył całą grupę studentów stukających coś na komórkach, pierwsze wrażenie byłoby jednoznaczne. Nic nie robią. Przypomniałem sobie od razu hospitację sprzed kilku dni i pomyślałem, jak to by wyglądało, gdyby taka scena miała miejsce podczas lekcji hospitowanej i ocenianej, co mogłaby powiedzieć szefowa, gdyby weszła i zobaczyła taką scenę.
A potem przypomniałem sobie wpis profesora Śliwerskiego sprzed kilku miesięcy i to, jak wiele kontrowersji budzi korzystanie z telefonów komórkowych i innych urządzeń mobilnych podczas zajęć wśród uczniów, rodziców, nauczycieli… W jak wielu szkołach, zamiast korzystać z dobrodziejstw tych urządzeń, zakazuje się całkowicie korzystać z nich w godzinach lekcji, tak jakby w ten sposób miał się ktoś lepiej przygotować do życia, jakie czeka na niego poza murami placówki.
Nie wyobrażam sobie, żebyśmy podczas zajęć w grupach na poziomie C1 nie mieli pod ręką urządzeń, które są w stanie w każdej chwili pomóc nam rozstrzygnąć wątpliwości w wymowie, znaleźć przykłady użycia idiomu, z którym się dotąd nie zetknęliśmy, czy zasięgnąć na żywo języka u rodzimego użytkownika języka angielskiego, w dodatku specjalisty w dziedzinie, która jest przedmiotem naszych zajęć. Nie rozumiem zupełnie, co kieruje nauczycielami, którzy chcą swoich uczniów czy studentów i samych siebie pozbawić tego narzędzia. To przypomina scenę z rysunku umieszczonego przez profesora Śliwerskiego na wstępie wpisu