Piesek z puszek

Na dworcu kolejowym Kraków Główny mijałem się dzisiaj z dwoma panami, z których jeden prowadził na smyczy pieska zrobionego z puszek po piwie, a drugi gestykulował bardzo energicznie, tłumacząc coś temu pierwszemu. Piesek miał łeb, tułów, ogon, cztery łapy, wszystko co trzeba. Do jego misternej i bardzo naprawdę starannej konstrukcji użyto puszek po piwie trzech różnych marek (możliwe, że licząc te marki nieco się pomyliłem). Piesek poruszał się bardzo zgrabnie i dosyć cicho dzięki mechanizmom z kółkami, zamocowanym na końcu każdej z jego psich łap oddzielnie.
Mijaliśmy się, gdy panowie z pieskiem wchodzili do Galerii Krakowskiej. W tłumie przechodniów – czy to klientów tego centrum handlowego, czy pasażerów udających się na pociąg, na autobus na RDA albo na tramwaj na przystanek w tunelu – nikt nie zwracał szczególnej uwagi na pieska z surowców wtórnych, nawet gdy panowie strofowali pieska, żeby się nie szarpał na smyczy i żeby szedł spokojnie.
Od dłuższego czasu, gdy przyjeżdżam do Krakowa, chociaż nie stąd pochodzę, a i mieszkam w jednej z gmin ościennych, a nie w samym mieście, czuję się tak, jakbym wracał do domu. Trochę dzięki takim blaszanym pieskom i temu, jak naturalne się wydają wszystkim wokół.
Kraków, miasto Karola Wojtyły (pozdrowienia dla Basi), miasto otwarte także na blaszane pieski z puszek, co akurat mi nie przeszkadza, nawet jeśli sam wolę te żywe, te autentyczne (patrz zdjęcie poniżej). Tutaj naprawdę można się poczuć u siebie, nawet jeśli jesteś zupełnie nie z tej ziemi…

DSC_0076