Chore referenda

Panowie prezydenci, były i obecny, potraktowali nas jak idiotów i wymyślili sobie – w ramach kampanii wyborczej – referenda. Zapomnieli, że w myśl polskiej konstytucji, referendum ogólnokrajowe ogłasza się w sprawach fundamentalnej wagi ustrojowej. Od tego, czy zrobić chodnik, oczyszczalnię ścieków albo olimpiadę zimową w Krakowie, są referenda lokalne. Dlatego ani w jednym, ani w drugim referendum (o ile do tej parodii demokracji dojdzie do skutku) nie mam zamiaru brać udziału. Mam też nadzieję, że Senat RP przynajmniej w przypadku tego drugiego referendum zachowa zdrowy rozsądek i zahamuje chore ambicje Prezydenta.
Bronisław Komorowski zachował pozory przyzwoitości. Dwa z zadanych przez niego pytań mają charakter faktycznie ustrojowy i mają jako taki sens. Pytanie o jednomandatowe okręgi wyborcze, których gorącym przeciwnikiem jestem z oczywistych względów (to marnowanie 70% głosów wyborców), było jedynym postulatem programowym Pawła Kukiza, kandydata na urząd Prezydenta RP, który zgromadził jedną piątą głosów wyborców i zajął trzecie miejsce w wyścigu o urząd Głowy Państwa. Fakt, że Platforma Obywatelska od lat postuluje to samo i udało jej się to zrealizować na poziomie wyborów samorządowych i wyborów do izby wyższej – Senatu Rzeczypospolitej – nie odbiera byłemu Prezydentowi prawa do zadania pytania o to w referendum. Jest to poniekąd ukłon w stronę kandydata, który zajął trzecie miejsce w wyborach prezydenckich, a który – poza tym jednym – nie miał i nie ma żadnych postulatów.
Pytanie o finansowanie partii ma już mniejszy sens, bo przecież nie można tego pytania zadawać w oderwaniu od pytania o system wyborczy i sposób liczenia głosów. Natomiast trzecie pytanie zadane przez byłego Prezydenta to już parodia, bo pytamy o coś, co w drodze ustawy zostało w tak zwanym międzyczasie rozstrzygnięte. Równie dobrze można by spytać Polaków o to, czy godłem RP ma być orzeł biały, a flaga ma mieć barwy biało – czerwone. Ba, takie pytania będą o wiele bardziej konstytucyjne.
To, co nam próbuje zafundować Prezydent Andrzej Duda, jest jeszcze gorsze. Nie próbuje on nawet zachować pozorów, że pyta o coś konkretnego i o fundamentalnym dla ustroju Państwa znaczeniu. Po prostu pyta o to, co będzie wygodne dla jedynie słusznej partii w nadchodzącej kampanii wyborczej do Parlamentu Rzeczypospolitej. Mam prawo wyrazić swoje oburzenie, bo między innymi na mój podpis w kółko się powołuje Pan Prezydent i jego ulubiona partnerka dialogu społecznego, pani wiceprezes jedynej słusznej partii, Beata Szydło. Tak, jestem jednym z tych sześciu milionów, którzy – nieświadomi popełnianego grzechu – dmuchnęli w żagle Pana Dudy.
Nie pójdę na referendum. Ani na pierwsze, Pana Komorowskiego, ani na drugie (o ile dojdzie do skutku), Pana Dudy. Jedno i drugie to kpina z demokracji, z konstytucji i z ustroju Państwa. To pierwsze w dwóch trzecich ma jako taki sens, to drugie jest zupełnie bez sensu. Pytanie o lasy państwowe to typowy chwyt Prawa i Sprawiedliwości, by wymyślić jakiś rzekomy problem i zrobić z niego aferę, choć w rzeczywistości problem w ogóle nie istnieje. I co, takie wydumane fikcyjne problemy zasługują na wydatek milionów złotych z budżetu Państwa?
Polska polityka jest na naprawdę żenującym poziomie. Osoby sprawujące poważne stanowiska w Państwie próbują nas pytać o to, czy wszyscy powinni być zdrowi i szczęśliwi, czy pogoda powinna być ładna, albo czy cukier powinien być słodki, a sól słona. Internet jest zresztą pełen memów wyśmiewających ideę referendów podczas tegorocznej kampanii wyborczej. Czy padać ma w lipcu czy w sierpniu? Czy chcesz płacić abonament RTV? Czy jesteś za tym, by każdy otrzymywał pensję minimalną w wysokości 5 tysięcy euro, także jeśli nie pracuje?
Wydaje mi się, że powinniśmy zarządzić referenda w zupełnie innej sprawie. Może po prostu trzeba zlikwidować to państwo i poprosić o włączenie do Rosji (tego się w końcu domaga Prawo i Sprawiedliwość proponując powrót do obowiązku szkolnego od siódmego roku życia) albo do Niemiec (tego się w sumie domaga połowa naszych obywateli, którzy – buntując się przeciw emigrantom z Afryki Północnej – chcą jednocześnie korzyści socjalnych dla siebie porównywalnych z tymi, jakie otrzymują obywatele RFN).
Pan Prezydent Lech Kaczyński był pod koniec swojej przedwcześnie zakończonej kadencji jednym z najgorzej ocenianych prezydentów w historii, chociaż – między innymi dzięki swojej małżonce – umiał się zdystansować od skrajnych poglądów środowiska politycznego, z którego się wywodził. Nie miał wówczas najmniejszych szans na reelekcję, chociaż ambitni twórcy jego legendy i legendy tak zwanej IV RP twierdzą inaczej. Panu Prezydentowi Dudzie życzę, by umiał się wzbić ponad tę monopartyjność, o jakiej sobie marzą Jarosław Kaczyński, Krystyna Pawłowicz czy Antoni Macierewicz. Prezydent, który będzie umiał uszanować obywateli nie będących katolikami ani nacjonalistami, nawet jeśli na niego nie głosowałem, będzie miał mój szacunek. I szacunek wielu innych ludzi.
Póki co, jakoś nie wierzę w to, by Pan Andrzej Duda na mój szacunek miał w przyszłości kiedykolwiek zasłużyć. A jego decyzje w sprawie referendum były niejako gwoździem do trumny nadziei szans na ten szacunek.